Siedzę na jeszcze zielonej trawie. Słońce przyjemnie świeci, ptaki śpiewają, dzień wolny od pracy, więc aż chce się chcieć. Patrzę na nich. Gonią się w ogrodzie, roześmiani i pełni energii. Jeden niebieski balon od Babci sprawia, że przez pół godziny biegają z nim, wykonując przy tym szalone akrobacje – Mamo, zobacz jak umiem! Zobacz jak potrafię! Ooo widziałaś, jak wysoko! – upominają się o uwagę. Zrzucają przy tym buty, tulą się do psa, turlają po ścieżce pełnej sosnowych igieł. Przybiegają, kiedy trzeba podmuchać bolące kolano, podrapany policzek czy przytulić się w przelocie. Patrzę i czasem nie wierzę. Choć tak wiele jest jeszcze do zrobienia, ich ciała zdradzają, jak długą drogę już przeszli.
Przeżycia zapisane w ciele
Jeszcze nie tak dawno, było zupełnie inaczej.
Nasze ciało ma zdolność zapamiętywania przeżyć i emocji. Zastanówcie się przez moment, jak reagujecie na stres? Co dzieje się z Wami, gdy czegoś się boicie? Nasz organizm wysyła sygnały ostrzegawcze. Kiedy przez długi czas stres daje się nam we znaki, całe nasze ciało jest napięte. Mięśnie, kark, ściśnięty brzuch, totalny brak rozluźnienia. Wiele chorób, na które zapadamy, ma podłoże psychofizyczne i może być skutkiem długotrwałej ekspozycji na obciążające przeżycia. Ciało staje się nośnikiem emocji. Nie tylko psychika zostaje okaleczona – również nasz organizm wysyła symptomy, że nie znajduje się w komfortowej sytuacji. My dorośli, mamy tą przewagę, że potrafimy sobie chociaż wyjaśnić skąd się biorą określone objawy. U dzieci sprawa jest o wiele trudniejsza, a konsekwencje przeżywanego stresu jeszcze bardziej dotkliwe.
Pomijając sferę emocji i zachowań, (o których pisałam w innym wpisie) dzieci, które doświadczyły straty, a także szeroko pojętej traumy wczesnodziecięcej już na pierwszy rzut oka wizualnie zdradzają przez co przeszły:
- Mimika twarzy, układ ust sugerujący smutek, a w zasadzie buzia nie wyrażająca żadnych emocji.
- Dorosłość w rysach twarzy – maleńkie dziecko może mieć twarz dorosłego człowieka – oczywiście należy do tego podejść metaforycznie, ale patrząc na dziecko odnosi się takie wrażenie.
- Nieprawidłowe napięcie mięśniowe u dziecka – wzmożone lub obniżone.
- W momentach wzmożonych emocji – napięte mięśnie, zaciśnięte zęby, sztywne ręce, nogi, rozładowywanie uczuć przez uderzanie głową o przedmioty, gryzienie się (autoagresja), długotrwałe kołysanie się (symptomy choroby sierocej).
Czas czas czas
Dla rodziców adopcyjnych niezwykle trudne jest przede wszystkim to, że dzieci po przejściach mają ogromny problem z dotykiem. Coś, co dla rodzica biologicznego stanowi chleb powszedni, czyli tulenie dziecka, buziaki, uściski, głaskanie i pozostałe rodzicielskie czułości, po adopcji stanowi nie lada wyzwanie.
Po jednej stronie mamy rodzica, który marzy o tym, żeby małego człowieka zalać miłością i okazywanym uczuciem. Po drugiej dziecko, które niekoniecznie na to pozwoli.
Dzieci po traumie i z zaburzeniami stylu przywiązania, często (w tej pierwszej warstwie oczywiście) nie mają potrzeby dotyku, bliskości i wyrażania uczuć. Choć wiemy, że starano się im zapewnić bliskość – w rodzinach zastępczych, czy innych placówkach tymczasowego pobytu, nigdy takie rozwiązanie nie zastąpi prawdziwej więzi i wynikających z niej dobrych emocji.
Każdy z nas potrzebuje do szczęścia i prawidłowego rozwoju miłości i bliskości drugiej osoby. Nasze dzieci również. Tylko może się okazać, że sporo czasu upłynie, zanim pozwolą nam wystarczająco zbliżyć się do siebie.
Podkreślam za każdym razem, że jest to indywidualna sprawa, bo być może nie spotkaliście się lub nie spotkacie się z takimi trudnościami w relacji z Waszymi dziećmi. Ten problem może jednak dotknąć większość z Was, więc warto zdawać sobie z niego sprawę.
Doświadczenia adopcyjnych rodzin pokazują, że nawet u rodzeństwa biologicznego może wykształcić się inny styl przywiązania. Choć czasem będzie ciężko przeżyć kolejne odtrącenie Waszych otwartych ramion. Choć czasem będzie się Wam wydawało, że uczucia zwrotne nigdy się nie pojawią – dajcie sobie, a przede wszystkim dzieciom czas. Czas jest w tym przypadku kluczowy. Zaliczycie pewnie sinusoidę akceptacji i ponownych odtrąceń. Zdarza się, że dziecko dopuszcza rodzica do siebie. Pozwala na okazywanie uczuć, a później samo znów się wycofuje i wracacie na linię z napisem start. Powtarzacie cykl powolnego zbliżania się do siebie od nowa. To trochę tak, jakby dziecko podświadomie bało się kolejnego odrzucenia. Kiedy zbliży się do Was zbyt mocno, robi odwrót, aby nie zostać ponownie zranione.
Ukojenie
Ukojenie da im Wasza miłość. Jednak ona może nie wystarczyć. Często problemy z regulacją emocji czy chociażby czuciem głębokim są zbyt duże i nie należy ich bagatelizować. Wtedy warto zadbać o profesjonalne ukojenie. Doświadczeni rodzice adopcyjni mają wiele pomysłów, co w takiej sytuacji warto polecić. Moim celem nie jest podsunięcie Wam jedynej słusznej rady, bo od tego są specjaliści – psycholodzy i fizjoterapeuci. Dobrze nie zamykać się na poszukiwanie tego, co dla Waszego dziecka będzie najlepsze. Nie chodzi o to, żeby stracić fortunę i biegać do pięciu różnych ekspertów. Warto jednak temat drążyć i wybrać coś, co może Waszemu dziecku dać największą korzyść.
Przykładowo, bardzo pomocne są:
- Neurostymulacja – opiera się na założeniu, że istnieje związek między ciałem a umysłem. Za pomocą indywidualnie dobranej neurostymulacji naprawić i prawidłowo przeprowadzić zaburzony proces (dzięki jego plastyczności) rozwoju mózgu dziecka
czy - Integracja sensoryczna –prawidłowa organizacja wrażeń sensorycznych (bodźców) napływających przez receptory. Oznacza to, że mózg, otrzymując informacje ze wszystkich zmysłów (wzrok, słuch, równowaga, dotyk, czucie ruchu-kinestezja) dokonuje ich rozpoznania, segregowania i interpretacji oraz integruje je z wcześniejszymi doświadczeniami. Na tej podstawie mózg tworzy odpowiednią do sytuacji reakcję nazywaną adaptacyjną. Jest to adekwatne i efektywne reagowanie na wymogi otoczenia. Może to być odpowiedź ruchowa jak i myślowa. Integracja sensoryczna jest procesem, dzięki któremu mózg otrzymując informację ze wszystkich systemów zmysłowych dokonuje ich segregacji, rozpoznania, interpretacji i integracji z wcześniejszymi doświadczeniami.
Polecane są również terapia czaszkowo-krzyżowa oraz przeróżne masaże tj. integracja odruchów metodą dr Masgutowej i wiele innych. Sporo z nich możecie wykorzystać do pracy w domu. Najlepiej odbyć instruktaż ze specjalistą, a później starać się realizować zalecenia w domowych warunkach.
Odprężenie
Celem jest przede wszystkim dotarcie do dziecka takimi metodami, które będą dla niego najbardziej korzystne, najmniej stresujące i dadzą najlepsze efekty. Kluczowe jest to, żeby przełamać nadwrażliwość na bodźce, odblokować, ale również nauczyć przyjmowania dotyku, wrażliwości i dobrych emocji. Musimy pamiętać, że nic na siłę. Nie zmuszajmy naszego małego człowieka do przytulania, jeśli czujemy, że to dla niego dyskomfort. Nie głaszczmy obsesyjnie, jeśli ucieka od naszej ręki.
Przerobiliśmy sporo sytuacji. Od niemożności dotknięcia stóp, założenia spodni, uczesania włosów, włączenia muzyki, pogłaskania ręki, po lękowe wczepianie się w nas, które nie miało nic wspólnego z przytuleniem. Miliony prób utulenia do snu, wzięcia w ramiona czy pogłaskania, które kończyły się nerwowym odepchnięciem ręki.
Na szczęście z perspektywy czasu wiemy, że przychodzi taki czas, kiedy to wszystko zaczyna stawać się już tylko wspomnieniem.
Czasem w pędzie życia, nie zauważamy, jak wiele zmian zachodzi każdego dnia.
Wczoraj wieczorem podczas usypiania, moi synowie sami mi o tym przypomnieli, dając cudowny prezent.
T. zaraz po czytaniu książek na dobranoc, popatrzył na mnie swoimi wielkimi oczami i wyznał mi miłość uśmiechając się całym sobą. Jakby szczęścia było mało, po jakimś czasie dodał jak bardzo lubi, gdy trzymam go za rękę kiedy zasypia, kończąc wypowiedź westchnięciem wyrażającym absolutną błogość. Później usiadłam obok łóżka M. i w głowie przelatywały mi obrazy z wielu wieczorów, kiedy wieczorne rytuały były dla nas niełatwym wyzwaniem.
Siedziałam, fałszując mu cicho do ucha nasze ulubione kołysanki. I głaskałam po rączkach, buzi i włosach. A małe dłonie układały się przy mnie na potwierdzenie – śmiało, pozwalam, protestów nie będzie. Wiecie, kiedy mój syn sam pogłaskał mnie po ręce, łzy kapały tworząc kałużę pełną szczęścia.
Przełamaliśmy barierę, która jeszcze jakiś czas temu wydawała się nie do pokonania. Bo choć w teorii wiesz, że zamieszka z Tobą kolczasty jeż – w praktyce bardzo trudno się z tym oswoić. Moje jeże, to na co dzień Piraci. Tylko teraz już tacy, którzy zrzucili kolce, a pod nimi znaleźliśmy plusz. Miękki i miły w dotyku. I co najważniejsze, ściskanie go jest takie przyjemne!
Wiele jeszcze przed nami. Mamy ogrom pracy do wykonania również w sferze, o której dzisiaj mowa. Wracają momenty, kiedy żadne ukojenie nie działa. Jesteśmy już jednak silniejsi, bo wiemy, że te Miśki naprawdę pod kolcami są i przyjdzie moment, gdy nie będą już one odrastać.
Kiedy przed wyjściem do pracy mój syn przybiega i woła – Mamo! Jeszcze buziaka! W czoło. I jeszcze o tu i w policzki! – Czasem sama nie wierzę, że to ten sam mały człowiek.
Gdy przyjdzie czas, że powiedzą mi – weź nie całuj nas i nie przytulaj, bo to obciach straszny i koledzy jeszcze zobaczą, znów we wspomnieniach odwrócę się do tyłu i zobaczę jak długą i trudną drogę przeszli, a my podążaliśmy razem z nimi.
Jak to wygląda u Was? Na jakim jesteście etapie? Macie jakieś sprawdzone sposoby? Podzielcie się doświadczeniami 🙂
Ściskam,
M.
4 komentarze
Dzięki za ten wpis, my jesteśmy na początku tej drogi i jakoś czasem nie wiadomo co robić żeby było lepiej. Teraz mamy duzo podpowiedzi i do tego nadzieje, ze bedzie ok! Pozdrawiamy
Trzymam za Was mocno kciuki 🙂 Cieszę się, że mogłam Wam choć troszkę podpowiedzieć kierunki działań. Pozdrawiam ciepło!
U nas pomogły masaże….dużo masaży. Aż nie do uwierzenia, jak wiele mogą zdziałać 🙂 Polecam wszystkim!
Właśnie, to ważne, żeby znaleźć klucz, który pasuje i działa 🙂 Pozdrawiam serdecznie!