Tym razem chcę się z Wami podzielić portretem superbohaterów. Takich wyniesionych na sztandary i okrzykniętych glorią chwały. O kim będzie mowa? No, o nas samych przecież 😉
Otóż, tuż po adopcji została nam przypięta łata, a raczej order i to z należnymi honorami.
Chcecie dowiedzieć się co nieco o nieuzasadnionym sztandarze bohatera? Proszę bardzo.
– Wasza odwaga jest niezwykła!
– Podziwiam Was!
– No ja bym tak nie umiała!
– To co zrobiliście, jest niesamowite!
– Jesteście wspaniali!
– Dwójkę naraz? Och, naprawdę, podziwiam. To niezwykłe!
– Ależ te dzieci mają szczęście! Wygrały los na loterii!
Miło jest błyszczeć w blasku złotego konfetti pochwał. Lecz…
Przykro mi, ale:
– Jesteśmy zwyczajni.
– Raczej nie podbijemy świata.
– Niestety prawdopodobnie nie uda nam się zostać najlepszymi rodzicami na świecie.
– Nasze dzieci na pewno nie ocenią swojej sytuacji jako wyjątkowo fantastycznej, nie mówiąc już o kategorii wygranej na loterii.
– Będziemy nadal sobą. Po prostu.
– Mój mąż, to nie Batman, a ja nie przypominam Catwoman – w sumie tego akurat trochę mi szkoda 😉
Jeśli nawet na początku będziecie mieli poczucie, że przypięto Wam order. Jeśli telefon z owacjami na stojąco będzie wydawał się dzwonić nieustannie. Jeśli będą mieli ochotę Was odwiedzać dawno nie widziani członkowie rodziny i znajomi – spadnijcie na ziemię i to najlepiej szybko. Lepiej wyjrzeć zza tej sielanki, niż później stłuc sobie pupę spadając zbyt gwałtownie.
Oczywiście, te wszystkie pochwały i zainteresowanie są niezwykle miłe. Warto się nimi nacieszyć. Gwarantuję Wam jednak, że skończą się prawdopodobnie równie szybko, jak się zaczęły.
W tym szalonym czasie, kiedy wszyscy tłumnie przybywali do nas podziwiać dwa dziecięce okazy, brakowało mi tylko jednego. Takiego zwykłego gratuluję. Adopcja ma w sobie coś, co blokuje w otoczeniu normalność, zwyczajność i naturalność. Wszystko wtedy staje się wooow. Przecież, kiedy dziecko przychodzi na świat, bliscy gratulują świeżo upieczonym rodzicom. Poklepują ich po ramieniu i mówią – fajnie! Nas wszyscy podziwiali za odwagę, a my chcieliśmy się poczuć po prostu jak ludzie, którym powiększyła się rodzina. Tak więc, drodzy Bliscy wszystkich osób w podobnej sytuacji – bądźcie naturalni. Nie powiecie może – oooch jaka/jaki podobny do mamusi czy tatusia, ale nikt nie oczekuje też od Was hymnów pochwalnych.
Adopcja niesie za sobą różnego typu ryzyko, to jasne. Rodzice adopcyjni to ludzie, którzy świadomie decydują się to ryzyko podjąć. Tylko czy nie jest przypadkiem tak, że decyzja o potomstwie, o powiększeniu rodziny zawsze się z nim wiąże? Przecież nikt nie jest w stanie przewidzieć przebiegu ciąży i jej rozwiązania. Przecież każdy rodzic być może będzie musiał zmierzyć się z problemami zdrowotnymi lub emocjonalnymi dziecka.
Tak więc moi Drodzy, odpinam swój niezasłużony order. I uczę się być matką dla moich dzieci. Trochę to potrwa. Prawdopodobnie tyle, ile będę stąpać po tej cudnej ziemi.
Laurkę lub gorzkie żale wystawią mi po latach synowie. Wedle zasług i mam nadzieję, sprawiedliwie.
Ps – Tak na marginesie, ale za to z podkreśleniem. W pierwszych miesiącach wspólnego życia, dawkujcie dzieciom liczbę wrażeń i odwiedzin gości. Każda zmiana, będzie dla nich stresująca. Każda nowa osoba może powodować lęk. Nasi chłopcy od początku uwielbiali wizyty gości. Tyle, że odreagowywali je zwykle chwilę po ich wyjściu i ciężko było przywrócić ich spokój. Budowanie poczucia bezpieczeństwa jest na pierwszym etapie najważniejsze. Czasem coś zupełnie niepozornego – jakaś cecha wizualna, strój czy atrybut odwiedzającego, mogą u dziecka wywołać wspomnienie lub emocjonalną reakcję. Pamiętajmy też, że nowe osoby w domu lub wizyta w obcym miejscu, mogą uruchomić strach, lęk i obawę przed kolejną zmianą. Dziecko może obawiać się, że rodzic je porzuci, lub przyjdzie ktoś, kto zabierze je z domu.
Planujmy więc wizyty rozważnie.
2 komentarze
Fajnie piszesz. Będę zaglądać bo sama staram się o adopcję.
Dziękuję i zapraszam serdecznie 🙂 Pozdrawiam!