Adopcja, Adopcyjne historie, Codzienność, Dom, Dzieci, Małe radości, Miłość, Rodzeństwo, Rodzicielstwo, Rodzina, Rodzina adopcyjna, Wspólny czas

Historia pewnej znajomości

Pani Chandrita

Środek tygodnia. Wybiła upragniona godzina wyjścia z pracy. Biegnie do samochodu, bo przecież lista spraw do załatwienia nie skurczy się bez jej pomocy. Zostawia z tyłu głowy służbowe sprawy, wojny, wojenki o pietruszkę. Odgarnia tonę śniegu z ubłoconego samochodu stojącego tuż przy drodze. Zalicza ślizg na butach i siada w zimnym aucie. Patrzy na zegarek. Późno. Minęło ponad 9h, odkąd wyszła rano z domu. Odpala silnik. Z głośników płynie muzyka. W drodze pojawiają się wyrzuty sumienia – a to dziecko zostało z rodziną, choć chore, bo nie mogła wziąć dłuższego zwolnienia. To znów za długo jej nie ma i matka z niej beznadziejna. Myśl o tym, po co właściwie ta męka, skoro zarobki nie rzucają na kolana, dodatkowo świdruje w głowie. Wory pod oczami straszą we wstecznym lusterku, bo niespełna 5-cio godzinny sen upomina się o permanentne zwiększenie dawki. No i choróbsko przewlekłe się odzywa, wręcz chichocze do ucha, że tak łatwo się go nie pozbędzie. Śnieg naparza w szybę, pod kołami ślizgawka. Przed oczami przepiękny sznur aut, które równie bezsensownie poruszają się z prędkością żółwia, tylko po to, aby za sekundę znów się zatrzymać i trwać w stanie świadomości zwanym – korki. Na horyzoncie domu nie widać, więc i ukojenie sumienia przepięknie się oddala.


Muzyka zwalnia jakby chciała wzmocnić poczucie niemocy. Klaksony co bardziej nerwowych przypominają, że ta sama sytuacja powtórzy się jutro, pojutrze i za tydzień… Powtarzalność, nieznośny rytm. Marnowanie czasu, a jednocześnie ciągłe gnanie doprowadza ją tego dnia do babskiej załamki. Tusz, który okazał się anty-waterproof kapie sobie elegancko w rytm padającego śniegu. Złość zaczyna tańczyć ze smutkiem.
Czy to Ty? Czy ja? Może my, tylko każdy w swoim małym mikroświecie?
To chyba nie jest mój dzień. Ani nawet tydzień. Bo niby nowy rok, miał być szał i pasmo sukcesów 😉 Bilans na razie wypada słabo – dzieci z wyjątkowo paskudnym wirusem. Ludzie, którzy okazali się mocno nie słowni, trochę rozczarowań, rozbity ulubiony kubek i szwankujące zdrowie, które w tym roku znów będzie mocno dawało się we znaki.
Życie, to sinusoida. No ale o co od razu ten cały lament? Jak mawia mój najmłodszy Pirat – to nic się nie stało. To prawda, nic nadzwyczajnego się nie stało. Nie musiało. Każdy z nas może mieć gorszy dzień, a nawet czas.
Stale uczę się optymistycznego spojrzenia. Odrzucania malkontenctwa, maruderii i czarnowidztwa. Lecz uczę się, nie znaczy umiem. Czasem nawet potykam się o swoje własne mentalne drogowskazy. Tabliczki, które mają przypominać mi o tym, co ważne i znaki, które kierują na właściwe ścieżki. Idę sobie więc po równym tylko po to, żeby znów gruchnąć na nos, zaplątawszy się o własne sznurówki.
Ludzkie, normalne, niedoskonałe. I piękne. Bo życie składa się z całego wachlarza emocji i przeżyć.

Wszystkiego co dobre i ważne dla Was!

Rok temu, dokładnie o tej porze, domowe historie już kiełkowały. Chwilę później ujrzał je świat. Jest więc okazja do świętowania, a przede wszystkim do podziękowania za to, że jesteście. Dziękuję. Życzę Wam wszystkiego, co dobre i ważne.
Zerkając na statystyki, uśmiecham się, że stale Was przybywa. Jednak nie o liczby tu chodzi. Cieszę się, że wpadacie i wracacie. Dzięki temu, tworzymy to miejsce razem. Niektórzy z Was decydują się pisać – dziękuję za każdą wiadomość. Mam nadzieję, że ta nasza znajomość, choć wirtualna, jest dla nas choć odrobinę istotna.


Po co właściwie tu jestem? Dzisiaj z perspektywy pierwszych urodzin tego miejsca, mogę spojrzeć na wszystko z dystansem. Piszę, żeby dzielić się swoim doświadczeniem. Adopcja, to wyzwanie. Podwójna adopcja, to już level hard. Moim celem jest odczarowanie adopcyjnych mitów, ale też pokazanie rzeczywistości takiej, jaka jest. Bez lukrowania jej i kolorowania pastelami tych miejsc, w których pojawia się szarość. Opowieści o życiu na chmurce z widokiem na tęczę mnie nie interesują.
No ale zaraz, po co się w ogóle tak wylewać, uzewnętrzniać do świata? Miałam opory, wiele razy wyobrażałam sobie jak ktoś znajomy czyta to wszystko i stuka się w czoło myśląc – co też ona tu wypisuje. W bilansie zysków i strat, plusy zawsze jednak przeważały na rzecz Domowych. Nie żałuję, nawet jeśli bywają tu osoby, które nie powinny mieć dostępu do naszego świata.
Domowe Historie narodziły się z potrzeby serca, ale też z konieczności zaczerpnięcia głębokiego oddechu, złapania równowagi, poukładania myśli. To jeden z moich wentyli bezpieczeństwa.
Są miejscem dla wszystkich tych, których życie nie raz poturbowało – żeby jeszcze mocniej czuli, że szczęśliwe zakończenia i małe radości zależą głównie od nich samych.
I w końcu, Domowe są dla Nich. Dla moich dwóch małych ludzi. Ukochanych Piratów, którzy nauczyli mnie, że miłość, to może być proces. Że można kochać, mimo braku zakochania. Bez względu na różnice, brak wspólnych genów, oczu po tatusiu i włosów po mamie. Mimo trudności, niedoskonałości, przeszkód i dzikich temperamentów. Bezinteresownie i szaleńczo.
Odkąd moja Mama zmarła na raka mając zaledwie 41 lat, mam w sobie ogromną potrzebę poukładania. Poczucie kruchości losu i tego, że czasem ludzie odchodzą, nie zostawiając po sobie wskazówek, śladów. Przez lata żałowałam, że nie napisała do mnie listu na przyszłość. Nie powiedziała, jak sobie radzić, gdy jej już nie będzie. Wiele razy przekopywałam jej rzeczy z nadzieją, że coś jednak znajdę.
Stąd chyba moje zamiłowanie do pisania, utrwalania i uwieczniania ulotnych chwil. Nawet na wyrost.
Chcę, żeby chłopcy wiedzieli, że o nich walczyliśmy, a jednocześnie cały czas byliśmy ludźmi z krwi i kości – przeżywającymi swoje rozterki, mającymi swój własny świat, nie tylko ten rodzicielski. Chciałabym, żeby wiedzieli jak bardzo byli dzielni, jak ogromna tkwiła w nich siła i potencjał. Jak ważni dla nas byli odkąd tylko się pojawili. Jak w bólach rodziła się ich braterska wyjątkowa więź.
Domowe dają mi też obraz tego, jak zmienia się nasze nastawienie, jak nasze wspólne życie ewoluuje. Więc nie tylko dzielę się doświadczeniem, ale też sama z niego korzystam.

Instagramowe pudełko próżności

Domowe Historie, to jakby pamiętnik wydarzeń z naszego życia, choć oczywiście dotyczy tylko jego wycinka. To miejsce tworzy się również na współczesnym pudełku próżności, czyli Instagramie. Przez jednych znienawidzonym, przez innych wielbionym. Portalu, który wyznacza trendy, a nawet pokuszę się o stwierdzenie – projektuje sztuczne potrzeby. Przepełniony idealnymi życiorysami, sztucznie wykreowanymi postaciami, inscenizacjami życia i emocji. Powodujący kompleksy, pożerający czas, rozbudzający konsumpcję i będący niczym przysłowiowe lustereczko powiedz przecie… Zasięgi, influencerzy, targety. Tylko…no lubię to miejsce. Wystarczy wziąć z niego to, co się chce i przymknąć oko na jego niewątpliwie reklamowy aspekt. Dla mnie, to obrazkowy skrót naszych dobrych i ważnych chwil. Utrwalacz momentów. Bo przecież nie musi chodzić o kreowanie rzeczywistości, której nie ma. Czasem po prostu dobrze mieć miejsce (nawet wirtualne), które przypomina nam, jak wiele fajnych chwil za nami. Taki pozytywnik w zasadzie. Bo choć życie ma wiele odcieni, co stoi na przeszkodzie, żeby w jakimś miejscu zapisywać głównie te dobre? To czasem działa jak wzmocnienie i w trudniejszych chwilach przypomina nam, że przecież za zakrętem znowu czeka na nas coś dobrego. Poprawiacz nastroju i trochę kolejny rodzinny album ze zdjęciami. Jeśli macie ochotę, zaglądajcie do nas również tutajChoć uprzedzam, że topowym profilem, to my na pewno nie jesteśmy.

Rycerz Jedi z damskim wdziękiem

Minie chwila lub dwie i Chandrita z pewnością odejdzie, a na jej miejsce przyczłapie uzbrojony w miecz świetlny rycerz Jedi. Znów stawię czoła przeciwnościom, zmierzę się z losem i będę czerpać szczęście z małych dużych spraw. Kąciki ust uniosą się do góry i błysk w oku wróci na swoje miejsce. Choćbym miała sapać podczas tych walk niczym Darth Vader, to dam radę. I ja i Ty.
Nawet jeśli chlipiecie dzisiaj w kąciku, to jutro z pewnością przytrafi się Wam coś miłego. Lub choćby za tydzień!

Trzymajcie się ciepło i bądźcie zdrowi!
Bo wiecie, gdy nie ma zdrowia, to nawet kawa nie smakuje, a słońce za oknem nie cieszy.
Ze wszystkim innym sobie poradzicie.

Poprzedni wpis Następny wpis

Zobacz także

2 komentarze

  • Odpowiedź Mo 19 stycznia 2019 · 10:40 pm

    Bardzo lubię tu zaglądać i czytać. Poznawać ludzi, którzy doświadczają podobnych rzeczy i nie przekłamują rzeczywistości. To ważne miejsce dla ludzi przed i po adopcji. Dla jednych źródło wiedzy, dla drugich miejsce gdzie czuje się rozumianym. Pozdrawiam

    • Odpowiedź M. 20 stycznia 2019 · 7:46 pm

      Bardzo mi miło. Ogromnie się cieszę, że wracasz :* Dziękuję. Ciepło pozdrawiam

    Skomentuj