Codzienność, Dom, Dzieci, Dzieciństwo, Małżeństwo, Miłość, Rodzicielstwo, Rodzina, Rodzina adopcyjna, Wspólny czas

Pościg za niedoścignionym

Kiedy myślisz o następnym dniu, jak siebie widzisz? Spieszysz się, biegniesz, pędzisz?

Mnie aktualnie dopadło choróbsko. Takie z kategorii bardziej konkretnych infekcji, więc przymusowo musiałam mocno zwolnić. I wiecie co? Denerwuję się. No bo jak to? Nie ogarnę tego, tamtego i siamtego. Nie dam rady zrealizować najbliższych planów. Tak się więc złoszczę wewnętrznie i nagle doznałam przebłysku mądrzejszej myśli. Że ten pośpiech, to jakieś szaleństwo. Bo w tym pędzie, nie ma miejsca nawet na to, żeby się porządnie wyleczyć i odpocząć. I tak mnie naszła refleksja w temacie.

Dokąd tak biegniesz?
Pośpiech determinuje nasze życie. Ciągle gdzieś gnamy i jesteśmy w niedoczasie. Kiedy myślę o moim dorastaniu, nie mam tego tempa we wspomnieniach. Nie było internetu, nie miałam telefonu komórkowego. Ba! Moi rodzice nie mieli nawet samochodu. Analogowe życie, nie zmuszało do bycia w pięciu miejscach naraz. Nie zmuszało do dzikiego przemieszczania się z miejsca na miejsce w trybie sprintera.
Uwielbiam swój samochód, a telefon również darzę sympatią. Lubię przemieszczać się szybko i prowadzić interesujące życie. Cieszy mnie, że internet pozwala mi obserwować wielu fascynujących ludzi. Brak ograniczeń w pokonywaniu przestrzeni jest wspaniały. Nie chciałabym znów umawiać się z przyjaciółmi dzwoniąc do nich z budki telefonicznej na żetony.
Tyle, że chciałabym częściej móc się zatrzymać. Spędzić spokojne popołudnie i nie być atakowana nieustannymi bodźcami.
Pęd życia stał się standardem. Im bardziej jesteś zajęty, im więcej masz zajęć, im bardziej się spieszysz, tym jesteś fajniejszy. Ależ ciekawe życie – kariera, firma, spotkania biznesowe i fitness na osłodę. Wiesz, taka jestem zajęta – i otarcie czoła na potwierdzenie.

Zatraceni w pędzie, czy nam od tego przybędzie?
Pościg za niedoścignionym złapał mnie w swe sidła szybko. W domu zaszczepiono we mnie konieczność bycia najlepszą. Rywalizowałam w szkole i w grupach rówieśniczych. Chciałam być najlepsza i to nie było dobre. Ambicje ważna sprawa. Bez nich człowiek nie wie, czego chce, nie ma tego bodźca do działania, staje się leniwy i byle jaki.
Teraz jednak wiem, że nie musiałam być najlepsza. Wystarczyło, żebym była po prostu tak dobra, jak mogłam być. Ograniczenia były czymś wyszydzanym – nie potrafisz się tego nauczyć? Widocznie za mało się starasz, albo jesteś zbyt ograniczona. Starałam się sprostać za wszelką cenę. Spełnić oczekiwania. Przynieść powód do dumy i chwały. Uczyłam się jak szalona, ale i tak zwykle byłam tą drugą lub trzecią. Bycie najlepszą sporadycznie, to zdecydowanie zbyt rzadko. System motywacyjny nie był stosowany. Zamiast niego istniał doskonale rozwinięty system porównawczy.
W takich chwilach, na pierwszy plan wysuwa się podkopane poczucie własnej wartości, a radość z sukcesu zostaje przykryta poczuciem porażki.
Wydawało mi się, że jeśli będę tak gnać, to spełnią się wszystkie moje marzenia i osiągnę co tylko zechcę. Rzeczywistość nauczyła mnie, że czasem trzeba sobie pewne rzeczy odpuścić.

Prysznic i dalej. Dalej, dalej. Tylko gdzie?
To niesamowite jak łatwo poddać się społecznej presji. Przez lata nawet będąc na spacerze, miałam wrażenie, że muszę planować, ustalać, uwieczniać. Przyłapałam się wielokrotnie na tym, że nie potrafię po prostu spacerować oraz napawać się otoczeniem i towarzystwem. Moje mięśnie cały czas się napinały, byłam w stanie nieustannego pobudzenia. Zdanie – musimy jeszcze… brzmiało jak mantra każdego dnia.
W pewnym momencie doznałam olśnienia. Po co to robię? Co mnie do tego popycha? Co w ten sposób osiągnę i czy coś dobrego z tego wyniknie?
Zrozumiałam, że nie muszę zrealizować wszystkich swoich planów. Nie muszę robić zawrotnej kariery zawodowej i osiągnąć oszałamiającego sukcesu. Nie muszę być najlepszą na świecie żoną, matką i panią domu. Mogę mieć swoje priorytety. Mogę trochę zwolnić. Świat od tego nie ucierpi, a ja i moi bliscy na pewno na tym zyskamy.
Zawsze czyjś sukces będzie bardziej spektakularny, pensja o wiele wyższa, a wykształcenie bardziej solidne. Nie warto cały czas walczyć. Dużo lepiej jest po prostu zajrzeć w głąb siebie i zapytać – dokąd tak biegniesz?

Zatrzymaj się, rozejrzyj się
Chciałabym, żeby moi mali ludzie mieli w sobie ambicję. Potrafili dążyć do wyznaczonego celu i stawiali sobie wysoko poprzeczkę. Będzie cudownie, jeśli będą prowadzili kiedyś ciekawe życie, pełne przygód i pasji.
Marzy mi się dla nich jeszcze jedno – najważniejsze. Chciałabym, żeby umieli cieszyć się życiem. Dostrzegać bliskich i relacje z nimi. Spoglądać na błękit nieba i zielone drzewa. By cieszyli się słońcem i wędrówką po lesie. Dostrzegali tu i teraz. Potrafili cieszyć się małymi radościami i sukcesami. By nie musieli mówić do siebie – jeszcze tylko osiągnę to, to i to, a wtedy, to już na pewno będę szczęśliwy. Bo szczęśliwym się bywa, a najpiękniejsze chwile, zwykle nie dotyczą tych najbardziej spektakularnych materialnie osiągnięć.
Sama częściej powinnam się zatrzymywać. Zwalniać. Wbić do głowy, że świat nie legnie w gruzach, jeśli czegoś nie zrobię. Uczę się tego i mam nadzieję, że uda mi się to chłopcom przekazać. Bo piękno życia tkwi w małych sprawach. I warto ich nie przegapić.

 

Poprzedni wpis Następny wpis

Zobacz także

Brak komentarzy

Skomentuj