Dom, Dzieciństwo, Rodzicielstwo, Rodzina, Syndrom DDA/Alkoholizm

Grudniowy chłopak

W grudniu myślę o nim intensywnie. To zdecydowanie jego miesiąc. Urodził się w pięknej dacie 12.12. Przez lata epicko psuł mi Święta. Grudzień okazał się również czasem, w którym zakończyła się jego wędrówka po ziemskim łez padole. Historia zatoczyła koło.

Jaś

Janek od zawsze nie lubił swojego imienia. Janusz jestem – mówił do nowopoznanych osób. Wtedy jeszcze nie wiedział, że lata później januszowanie stanie się stanem umysłu wielu Polaków.
Jaś miał chłodne dzieciństwo, dlatego jak myślę, nie lubił swojego życia będąc Janem.
Wychowywał się w rodzinie, która miała w sobie etos pracy i perfekcjonizmu. Rygor, musztra, dyscyplina były podstawą. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik.
Rodzina była ambitna, ale i dumna.
Rodzina była zimna. I wymagająca.
Jasiek miał wiele talentów. Był bystry i miał poczucie humoru. Zdolny muzycznie, plastycznie i technicznie. Kiedy się za coś zabierał, szybko stawał się w tym naprawdę dobry. Można powiedzieć – miał potencjał. Wielka szkoda, że zmarnowany.

Janek

Nastoletni Janek był duszą towarzystwa. Adorowany przez dziewczyny, z burzą długich kręconych włosów. Uśmiechnięty, pełen zaangażowania i pasji. W swoim miasteczku na Dolnym Śląsku był „kimś”. Tam był jego świat. Tam czuł się u siebie. Doskonale tańczył. Rozwijał się w harcerstwie. Organizował koncerty i potańcówki. Grał na basie i śpiewał.
Poznał Aśkę i wszystko szybko się potoczyło. Oglądałam masę zdjęć jego koleżanek, które zakochane w Janku zostawiały na nich dedykacje. Janek zakochał się w Aśce. Lecz czy była to miłość jego życia? Nie sądzę.
Kiedy brzuch Jaśki, (która chciała być Aśką) rósł – trzeba było szybko dorosnąć. Przyspieszony kurs dojrzewania zafundowała młodej parze rodzina. Scenariusz na życie napisał się sam.
Czy oni się wtedy buntowali? Czy byli przerażeni? Czy tego właśnie dla siebie chcieli? Nie wiem.
Janusz i Asia wyjechali na Śląsk. Zostawili za sobą wszystko, co było dla nich ważne. Porzucili dotychczasowe życia. Ambicje schowali do kieszeni. Marzenia odłożyli na później. Czekało na nich dorosłe życie i kopalnia.
Janek wyjechał tam, gdzie osiedliło się już jego rodzeństwo. Pewnie myślał, że bliskość rodziny ułatwi im życie, a dobra praca zapewni dostatek żonie i synowi.

Jan

Mijały lata. Kopalnia okazała się przekleństwem.
Jan był typem artysty. Humanisty, choć nie skończył szkół. Jego powołanie było zupełnie inne niż to, na które dał się namówić.
W kopalni gasł. Uleciał z niego blask. Włosy pod hełmem przestały być dziką czupryną.
Pamiętam jak precyzyjnie szorował ręce, domywał każdy czarny punkt na dłoni. Nie lubił tej pracy. Nie lubił chamstwa, które tam było na porządku dziennym. Nie pasował tam.
Janusz był człowiekiem o dobrym sercu. Nie nauczono go właściwie z niego korzystać. Zalał je więc alkoholem i utopił. Najpierw utonęło jego serce. Później utopił się cały.
Dzień za dniem mijał. Mijało życie Janka. Miał żonę, syna, córkę i psa. Nie dbał o nich wcale. Nie umiał. Krzyczał, wrzeszczał, wszczynał kolejne awantury. Był surowy i niesprawiedliwy. Oschły, zimny, niedostępny.
W końcu się zakochał. Miłością trwałą i intensywną. Na imię jej było Puszka. Całował ją czule, tulił i dotykał dłońmi. Doprowadzała go do gorączki, wzniecała żar. Spalał się więc i przepadał w toksycznych objęciach nałogu.
Niszczył. Siebie. I wszystko wokół. Wzbudzał lęk i strach. Choć pewnie sam się bał.
Upadał i wstawał. Dobijał do dna, ale niestety nie potrafił się od niego odbić. Nie przyjmował pomocy, nie chciał pomóc sobie sam.
Nie umiał być ojcem. Nie umiał być mężem. W kolejnych fazach uzależnienia nie umiał być już nawet sobą.
W trzeźwości odzyskiwał na chwilę swój blask. Momentami się starał. Czasami zdejmował maskę i pokazywał, że jest mu ciężko, że składa się z uczuć, że chciałby nauczyć się je wyrażać.
Wpadał w wir remontów, działał, dbał, gotował, sprzątał i się śmiał. Jadł tony ciastek, choć do końca życia miał żebra na wierzchu. Kiedy jadł ciastka i rozwiązywał krzyżówki, lubiłam z nim siadać i gadać.

 

Ojciec

Nie umiał być ojcem córki. Jeszcze bardziej nie umiał być ojcem córki, która straciła matkę.
Nie umiał być ojcem syna swego pierworodnego, ani mężem chorej na raka żony.
Był obojętny i nieczuły. Nastawiony na siebie. Skoncentrowany na swojej racji, despotyczny, nadmiernie wymagający i wiecznie niezadowolony.
Wpędził mnie w masę kompleksów, utrwalił lęk, zanurzył w nieśmiałości, niepewności i poczuciu, że nie jestem nic warta. Wtłoczył we mnie tak wiele strachu i stresu, że choruję od tego do dzisiaj. Zakorzenił w moim brzuchu głęboki lęk, od którego zaczęło się wszystko co złe.
Czy tego chciał? Myślę, że nie.
Był porywczy, nerwowy i wybuchowy. Chodziliśmy wokół niego na palcach i obchodziliśmy się jak z jajkiem, ale to nie było wystarczające, żeby w domu panował spokój.
Umniejszał wszystkim moim marzeniom, planom i wyborom. Ugruntował przekonanie, że jestem brzydka i głupia. Najważniejsze, czego ode mnie oczekiwał to to, że nie wolno mi zajść w ciążę. Pilnuj się dziewczyno i żebyś mi z brzuchem do domu nie wróciła – było pożegnaniem, zamiast zwyczajnego papa.
Pokazał, że nawet bijąc żonę na oczach 8-latki, nie ponosi się żadnych konsekwencji. Znęcając się latami psychicznie nad rodziną nadal można utrzymywać tabu, które obowiązuje wszystkich wokół.
Zniszczył czas, który mógł być najwspanialszy w moim życiu. Zabrał beztroskie dzieciństwo. Nie pozwolił na zbudowanie w sobie wspomnień ciepłego rodzinnego domu.

Tato

Zawdzięczam mu jednak upór, perfekcjonizm, dążenie do celu. Po nim lubię porządek, jestem punktualna i terminowa. Bywam nadambitna tak samo jak on, odpowiedzialna i obowiązkowa. Za każdym razem, kiedy wbijam gwoździe, maluję ściany, szlifuję krzesło – myślę o nim.
Nie czuję do niego żalu. Nie czuję już złości. Doceniam to, co w nim dobre. Czuję wdzięczność za to, że dzięki niemu istnieję. Za dobry czas, który mieliśmy, kiedy już nie mieszkałam w rodzinnym domu. Jest mi przykro, że tak potoczyło się jego życie.
Często widzę go jako małego chłopca, który nie zaznał miłości. Jako niespełnionego młodego człowieka, który zapomniał o tym, co dla niego ważne. Mężczyznę, który poddał się w chorobie i nie próbował z niej wyjść, chociaż mógł.
Pozostaje mi pielęgnować w sobie jego dobre cechy i zwracać uwagę na demony, które również we mnie są.
Mam Cię w sercu Tato. Grudzień już sobie odczarowałam. Marzyć nigdy nie przestanę i może nawet trochę marzę za Ciebie.

 

Poprzedni wpis Następny wpis

Zobacz także

Brak komentarzy

Skomentuj