Adopcja, Adopcyjne historie, Codzienność, Dom, Dzieci, Miłość, Rodzicielstwo, Rodzina, Rodzina adopcyjna

(Nie) zastąpieni

Mówi się, że kiedy ktoś umiera, w tym czasie gdzieś na świecie z pewnością rodzi się ktoś inny. Ciągła wymiana życia i śmierci. Podobnie jak w świecie roślin – jeden liść uschnie, ale niebawem pojawi się nowy. W miejsce nawet brutalnie wypalonej trawy wyrośnie świeża, intensywnie zielona. Natura tworzy swój balans i harmonię. Oczywiście na tyle, ile to możliwe w tych dzikich czasach. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ utraty, których doświadczamy w życiu, zwykle w różny pokrętny sposób sobie bilansujemy. Adopcja również jest idealnym przykładem pełnoetatowego zastępstwa na życie.

 Familia zastępcza

Zawsze się oburzam wewnętrznie, kiedy ktoś uważa, że jestem rodziną zastępczą dla moich adoptowanych dzieci. No bo jak to?! Przecież rodzina zastępcza jest niejako zawodową rodziną zapewniającą dziecku tymczasową opiekę. Adopcja natomiast, to z samej etymologii usynowienie, przysposobienie, forma przyjęcia do rodziny osoby obcej, stwarzająca stosunek podobny do pokrewieństwa. Gdyby jednak się nad tym bardziej zastanowić…

Nasi znajomi są aktualnie w procesie adopcji drugiego dziecka. Tak się złożyło, że jeżdżą do tego samego miejsca, w którym my również się pojawialiśmy. Oglądam zdjęcia i zalewa mnie fala emocji. Przypominam sobie pomieszczenia, zapach, atmosferę, widzę te same zabawki wokół, widok z okna. Tyle, że teraz patrząc z dystansu widzę coś jeszcze. Otóż to, jak bardzo to wszystko jest nienaturalne. Kiedy samemu przeżywa się ten moment, emocje są tak wielkie, że trudno w tych odczuciach przyglądać się z pozycji obserwatora. Prawda, choć mało wygodna, jest jednak dość jednoznaczna. Mały człowiek, który znalazł się w placówce lub rodzinie zastępczej zwykle choć zaopiekowany, jest zdestabilizowany pod kątem poczucia bezpieczeństwa. Nie wie, co się dzieje. Nagle pojawiają się jacyś ludzie. Przychodzą, noszą, dbają, dają prezenty, uśmiechają się. Dają pełną uwagę. Jednym słowem – bomba! Czasem pokazują inne dziecko i mówią, to od dziś Twój brat/siostra. Będziemy rodziną. Później zabierają do obcego domu i mówią hej hej, mieszkasz tu, a to Twój pokój. Fajnie, prawda?
A może sztucznie?
Z perspektywy czasu wiem, że na początku za mało skupiałam się na tym, że dla moich chłopców to może być wielki szok, że znaleźli się w naszym domu. Chciałam wszystko ogarnąć, nauczyć się nimi zajmować. Chciałam, żeby jedli, nie płakali, mieli mnóstwo możliwości zabawy i dobrze spali. Oni chyba jednak wymagali zupełnie innego przyjrzenia się im. Większego wglądu w to, co czują w tym momencie. Oczywiście nie chodzi o samobiczowanie się. Nie da się tego czasu przeżyć z uwzględnieniem wszystkiego, co ważne. To sytuacja trudna dla obu stron, a proces uczenia się siebie nawzajem trwa naprawdę długo. Prawdopodobnie całe życie 😉
Tą sztuczność sytuacji jakoś bardziej teraz odczuwam. Być może jestem gotowa, żeby się z nią zmierzyć.

Druga mama

Pisałam już kilka razy o szacunku wobec rodziców biologicznych dzieci. Nie wypieram faktu ich istnienia. Nie próbuję tuszować rzeczywistości malując w głowie życiorys chłopców, który pomija czasy „przed nami”. Konfrontuję się z rolą jaką przyszło mi pełnić. Jestem drugą mamą. To nie znaczy, że gorszą – ale inną. To ułatwia mierzenie się z pytaniami – jak wyglądała pani, która mnie urodziła? Mamo, a czy ona była zła? Czy jestem do niej podobny?

Czas mija, więc i pytania się rozkręcają. Oczywiście w najmniej oczekiwanym momencie. Są też takie dni, kiedy wyczuwam jakimś dodatkowym zmysłem, że moi synowie tęsknią za kimś nieokreślonym. Trudno to nazwać. Trudno opisać. Jednak ten brak, od czasu do czasu jest widoczny. Mimo tego, że mają teraz mamę i tatę. Mają też siebie nawzajem. Tak jakby kawałek, jakaś ich część pozostawała pusta, niewypełniona, niezapisana. Wydaje mi się, że każda utrata zostawia za sobą ślad. Pustą przestrzeń do wypełnienia. Emocje, z którymi być może przyjdzie im się zmierzyć w dorosłym życiu.

W tym kontekście jestem mamą zastępczą. Pełnię wszystkie funkcje mamy. Do tego kocham mocno. Zapisuję w życiu chłopców trwałe ślady swojej obecności. Na tyle, na ile mogę, wypełniam krok po kroku tą pustą przestrzeń. Zastępuję kogoś, kogo utracili. Nigdy nie będę jednak tą osobą, która ich urodziła. Czysta biologia. Oni również, tak myślę, jakimś instynktem wyczuwają, że nigdy nie byliśmy jednym ciałem.

Zastępstwo nie na zastępstwo

W moim przypadku, uświadomienie sobie tego wszystkiego dało mi oddech. Już nie muszę sama przed sobą udawać, że kiedykolwiek uda mi się zastąpić w pełni utratę, której doświadczyli.
Miłość wszystko załatwi, znacie to? Załatwi wiele, ale nie wszystko.

Kiedy doświadczamy straty, często nieświadomie szukamy substytutów. Ludzi, którzy zastąpią nam tych, którzy odeszli. Każdy człowiek, które staje na naszej drodze na dłużej, ma w naszym życiu swoją rolę. Z utratą warto się jednak zmierzyć i przyjrzeć jej się bliżej. Po to, aby iść dalej przez życie czerpiąc w pełni z relacji z innymi. Po to, żeby te relacje były zdrowe.

Mamy adopcyjne – jesteście wyjątkowe. Każda z Was jest niepowtarzalna i jedyna na świecie. Dla Waszych dzieci jesteście nieocenione. To Wy towarzyszycie im w życiu, ocieracie łzy i śmiejecie się z nimi w głos. Twórzmy z dziećmi swoją historię. To, że nie jesteśmy mamami biologicznymi nam w tym nie przeszkadza. To, że pozwolimy naszym dzieciom odczuwać brak, jakiś brakujący puzzel w sobie, nie umniejszy naszej miłości. Zastępujmy nie będąc zastępstwem. Możemy przecież tworzyć swoją, odrębną rolę. Miejsca wystarczy dla wszystkich. Stanęłyśmy na drodze naszych dzieci nieprzypadkowo.

Poprzedni wpis Następny wpis

Zobacz także

6 komentarzy

  • Odpowiedź M. 14 stycznia 2020 · 7:43 pm

    Wszystko to prawda, cieszę się że znów tu zajrzałam!

    • Odpowiedź M. 15 stycznia 2020 · 4:55 pm

      Zapraszam za każdym razem serdecznie 🙂

  • Odpowiedź Alicja 14 stycznia 2020 · 8:09 pm

    Tak mądrze i prosto Pani pisze, dziękuję! Dodaje to odwagi to podjęcia kolejnych kroków 🙂

    • Odpowiedź M. 15 stycznia 2020 · 4:57 pm

      Dziękuję również, za obecność 🙂 Wyzwania warto podejmować, nawet te trudne 🙂

  • Odpowiedź Kasia 14 lutego 2020 · 1:00 pm

    Pięknie napisane i tak szczerze prosto z serca:)

    • Odpowiedź M. 17 lutego 2020 · 8:34 pm

      Dziękuję bardzo i serdecznie pozdrawiam 🙂

    Skomentuj