Adopcja, Adopcyjne dylematy, Adopcyjne historie, Codzienność, Dom, Dzieci, Dzieciństwo, FASD/FAS, Macierzyństwo, Miłość, Prawda o adopcji, Proces adopcyjny, Rodzeństwo, Rodzicielstwo, Rodzina, Rodzina adopcyjna

Niegrzeczni

No jak dobrze, że Pani/Pan już jest. Syn znów był niegrzeczny. Niech sobie Pani/Pan wyobrazi, co też on dzisiaj zmalował. Brzmi znajomo?
Dla mnie nie brzmiało. Wychowana reżimowo, zawsze na skinienie palca na baczność. Z wymalowanym na czole – grzeczna, cicha, nieśmiała, dostosowana, przygotowana. Szczerze? Do głowy by mi nie przyszło, że będę się kiedyś mierzyć z wyzwaniem wychowawczym, jakim jest opieka nad dziećmi, które wcale w tak oczywisty sposób nie poddają się najzwyklejszym metodom rodzicielskim.
Czy obecnie to zdanie jest mi bliższe? Owszem, szczególnie w ostatnim czasie.
Każdy rodzic dziecka, które dotknęła trauma wczesnodziecięca, problem FASD czy ogólnie trudne doświadczenia związane z zerwaniem więzi z rodziną biologiczną, wcześniej czy później zderzy się z oceną otoczenia. Przedszkola, szkoły, rodziny czy znajomych. Dopóki dziecko będzie maleńkie, to nawet przeróżne sygnały związane z jego „odmiennością” w funkcjonowaniu będą zbywane komentarzami w stylu – to minie, przejdzie mu, no coś Ty, każde dziecko ma taki okres, to na pewno bunt dwulatka itd. Kiedy dziecko zaczyna rosnąć, a wraz z nim społeczne oczekiwania, otoczenie zaczyna wysyłać komunikaty. Wśród nich jak mantra dominuje – niegrzecz(-ny), (-na), (-ni).

Zaetykietowani
W taki prosty i niewinny sposób do dziecka zaczynają przyklejać się etykiety i łaty. Niedobry, głupi, leń, złośliwy, krnąbrny, beksa, histeryk, agresywny, chuligan. W krok za etykietą kroczy szuflada, do której później wpadają nasze dzieci. Z takiej szuflady, chociażby w systemie edukacji, bardzo trudno się później wydostać. Pedagog, który stosuje komunikaty stygmatyzujące – zamiast nazywać złe zachowanie dziecka, pokazywać mu, w czym tkwi problem – koduje system młodego człowieka jako wadliwy. Takie rzeczy, dzieci chłoną momentalnie. Widzę to na własnych błędach. Kiedy mówię do syna – ale z Ciebie maruda! Pewne jest, że za kilka dni sam zacznie tak o sobie mówić i będzie głęboko przekonany, że to go właśnie określa. Wtłaczanie do „systemu” podobnych komunikatów sprawia, że w „oprogramowaniu” naszego małego człowieka zachodzą następujące procesy:

  • ugruntowanie niskiego poczucia własnej wartości (u dzieci po przejściach jest to niejako stan zastany, nie startujemy z poziomu zero lub plus),
  • wzmacnianie dystansu do świata – po co być blisko dorosłych, skoro źle mnie oceniają i stawiają mi nierealne oczekiwania,
  • wtłaczanie w poczucie wyobcowania – najlepiej jest mi z samym sobą i tak nikt inny mnie nie rozumie,
  • samokaranie się lub nawet autoagresja – wewnętrzne poczucie winy, przekonanie, że do niczego się nie nadaję, że nie warto się ze mną kolegować, bawić, spędzać czasu,
  • skierowanie się ku potrzebom materialnym – nie odczuwam szczęścia w relacjach, więc poszukuję go w produktach (zabawkach, słodyczach itp.).

To oczywiście tylko niektóre z nich. Nie chodzi tutaj o naukowy przekaz, ale pokazanie jak wielki wpływ na małego człowieka z problemami ma warstwa semantyczna naszych wypowiedzi oraz nastawienie świata dorosłych.

System error
Układ nerwowy dziecka jest plastyczny. Podlega modyfikacjom, ma zdolność do regeneracji w różnych obszarach. Mózg dziecka jest chłonny, przyswaja, naśladuje, uczy się i niesamowicie rozwija. Czasem jednak, na skutek różnych zdarzeń, ośrodkowy układ nerwowy nie działa tak jak powinien – pisałam o tym we wpisie dotyczącym płodowego zespołu alkoholowego FAS – klik. Aby móc go regenerować, należy postępować niestandardowo, wyzbyć się schematów takich jak grzeczny-niegrzeczny i szukać rozwiązań, które pomogą dziecku odnaleźć się w świecie, w którym rządzą reguły, normy, zakazy, nakazy i prawo. Rodzice dzieci z podobnymi trudnościami wiedzą, że to żmudny proces, ale warto podjąć starania i wysiłek, aby zawalczyć o dobrą przyszłość dla swoich dzieci.
Jak jednak odnaleźć się w otoczeniu? Przecież nie jesteśmy samotnie dryfującą wyspą.
Dzieci są trochę jak pasteryzowany słoik z ogórkami 😉 Starannie włożysz piękne równe ogórki, dodasz zioła i przyprawy, pasteryzujesz, a po jakimś czasie delektujesz się smakiem. Dzieci z uszkodzonym OUN (ośrodkowym układem nerwowym) różnią się od pozostałych tym, że są jak słoik, do którego dostało się trochę powietrza. Warstwa wierzchnia może być uszkodzona, ale pod spodem znajdziemy mnóstwo pysznych ogórków – musimy tylko dosyć szybko zareagować i wyłapać fakt, że słoik był nie do końca szczelny. Czy to wina ogórków, że coś poszło nie tak w procesie pasteryzacji?
Dzieci z FASD nie są niegrzeczne, krnąbrne, złośliwe, niekulturalne i leniwe. Ich system po prostu często się przegrzewa i wyświetla komunikat error. Zwykły reset nie będzie tutaj pomocny.
Tak naprawdę wystarczy, że będziemy się z nimi umiejętnie obchodzili. Nauczymy się do nich docierać, mówić komunikatami, które będą w stanie pojąć. Oswoimy się z faktem, że trzeba im wielokrotnie o czymś przypominać, czy tłumaczyć kilka razy to samo. Wypracujemy dla nich ramy życia, które dadzą im poczucie bezpieczeństwa i łatwość w poruszaniu się po skomplikowanym świecie.
Nie twierdzę, że to jest łatwe. Uważam, że wręcz przeciwnie. Sami mamy zakodowane pewne mechanizmy funkcjonowania, nazywania pewnych zjawisk, upraszczania świata i szufladkowania go. To nie ułatwia naszej komunikacji z dziećmi. Zdarza się więc, że powodujemy zwarcia w systemach naszych dzieci, ale wszystko po to, żeby nauczyć się wspólnie żyć. Dobrze żyć.

Wyregulowani
Podstawą wydaje się być regulacja emocji. Systemowa. Ważne są oddziaływania nie tylko na dziecko, ale również na nas samych. Poczucie bezpieczeństwa kształtuje się w stabilnym świecie, wśród opiekunów, których nie przygniatają ich własne problemy. Czasem warto więc zacząć od siebie. Nie bójcie się o tym pomyśleć i wcielić w życie.
Przecież staramy się nie stygmatyzować, nazywamy zachowanie, a nie oceniamy dziecko. Jednak w codzienności nie zawsze wszystko działa tak, jak byśmy chcieli, prawda?
Najlepiej będziemy w stanie pomagać naszym dzieciom, jeśli sami nauczymy się panować nad emocjami i wyrażaniem ich w odpowiedni sposób. Nie mylić z zamiataniem negatywnych emocji pod dywan lub udawaniem, że ich nie ma, bo to z pewnością nie przyniesie Wam nic dobrego.

Wzmocnieni
Dzieci, które trafiają do adopcji zwykle przeżyły tak wiele trudności, że bardzo łatwo zburzyć ich spokój. Ich układ nerwowy jest stale pobudzony, jakby w nieustannej gotowości do walki. Zwykle wystarczy więc mały impuls, aby były gotowe szykować się na wojnę, choć w realnym świecie nie dzieje się nic złego.
Jak myślicie, jak zareaguje dzikie zwierzę, kiedy nieproszeni wtargniemy na jego terytorium? Kiedy będzie przekonane, że chcemy je zaatakować?
No właśnie. Dlatego tak ważne jest umiejętne dotarcie do dziecka, zanim jego OUN przystąpi do ataku – poprzez histerię, krzyk, złość, bunt, ucieczkę itd. Ile razy my sami w takich sytuacjach się zapalamy? Działamy z tej samej pozycji?
To z pewnością dziecku nie pomaga, a do tego powoduje ogromne szkody. Stabilny rodzic, to podstawa. Bez tego żadna terapia dziecka nie przyniesie długotrwałych sukcesów.
Ogromnie ważne jest wzmacnianie. Nieustanne. Podkreślanie mocnych stron, dobrych cech, podkreślanie wagi sytuacji, w których coś się udało, w których dziecko dobrze sobie poradziło. Nie chodzi mi absolutnie o to, że dzieci z trudnościami mają mieć totalny luz i same przywileje. Tłumaczenie nieprawidłowych zachowań jest równie ważne. Istotne jest jednak to, aby się na nich nie zafiksować. Bo w pewnym momencie będziemy widzieli już tylko to, co jest źle.
Chwalenie, to nie grzech. Mówmy naszym małym ludziom, jak bardzo są wyjątkowi.

Samospełniające się proroctwo? Nie idźmy tą drogą
Samospełniające się proroctwo – w psychologii społecznej oznacza zjawisko polegające na tym, że określone oczekiwania w stosunku do pewnych zachowań lub zdarzeń wpływają na te zachowania lub zdarzenia w sposób, który powoduje spełnienie oczekiwań.
Czy nie jest tak, że kiedy bardzo się martwicie, że Wasze dorastające dziecko nie poradzi sobie w dorosłym świecie, to widzicie tylko te jego cechy, które potwierdzają Waszą tezę? Wówczas postępowaniem, nadopiekuńczością, poprzez własny lęk i nie dawanie szans na usamodzielnienie, sami sprawicie, że tak właśnie będzie?
Podobnie jest właśnie z przedszkolnym pedagogiem, który już na starcie widzi w dziecku łobuza. No bo jak wytłumaczyć fakt, że kilkulatek wraca do domu i mówi, że jest niegrzecznym rozrabiaką? Czy od tego zacznie się lepiej zachowywać? Czy raczej zakoduje sobie w głowie, że taki właśnie jest, więc dlaczego nagle miałby stać się inny. Przecież Ala jest miła, Ania mądra, Grześ wesoły, Staś spokojny, a on….no chuligan. Pedagog człowiek jak każdy inny. Bywa zmęczony, może mieć zły dzień, dopadną go uproszczenia oparte na stereotypach.
Czy nie wydaje się Wam jednak, że dobry pedagog w przedszkolu czy szkole powinien sobie poradzić w różnych trudnych sytuacjach? Bo tak myślę, że wyzwaniem dla pedagoga jest uczeń, który wymaga wysiłku, a nie ten, który realizuje wszystkie polecenia bez mrugnięcia okiem.
Wychowuje rodzic, nie placówka edukacyjna. Podpisuję się obiema rękami. Nie zaszkodzi jednak nam wszystkim czasem się zastanowić. Być może nie zawsze jest tak, że dziecko zachowuje się nieodpowiednio, bo brakuje mu kultury czy zasad wychowania. Powody mogą być różne, więc opinie wyciągane z rękawa też warto ważyć.
Może by tak zamknąć oczy i pomyśleć kilka chwil o tym, co w naszym dziecku jest cudowne? Jestem pewna, że znajdziecie tego tonę. Bo choć w codzienności łatwo się zapomnieć, działać od nakazu do zakazu, stawiać miliony oczekiwań i zadań do zrealizowania, warto sobie przypomnieć, że w tym na pozór upartym i zbuntowanym młodym człowieku tkwi wrażliwa istota, która czeka, aż w końcu uda nam się ją zrozumieć. Z jej ograniczeniami i niedoskonałościami.
Zrozumieć tak naprawdę. W oderwaniu od czarnych wizji, utartych sloganów o adoptowanych dzieciach, medialnych sensacji czy genetycznych predyspozycji… do tego sami musimy się wyzbyć stereotypów i własnych strachów, nawet jeśli pokazujemy światu, że wcale ich nie mamy.

Poprzedni wpis Następny wpis

Zobacz także

4 komentarze

  • Odpowiedź Ł 11 czerwca 2019 · 1:01 pm

    Warto przypomnieć sobie o tym, jakim małym człowieczkiem się było 20-30 lat temu. Czy faktycznie chcielibyśmy być zaprogramowani i wciśnięci w jedyny słuszny schemat zachowań? Czy pod pozorem „niegrzeczności” może kryć się wyjątkowa wrażliwość lub/i nieszablonowe myślenie?

  • Odpowiedź Mariusz 11 czerwca 2019 · 5:18 pm

    Stereotypy są często krzywdzące i niesprawiedliwe. Mówi się o stereotypach dotyczących wyznania, narodowości czy rasy – to ważne tematy i dobrze, że są poruszane. Rzadziej mówi się o stereotypach dotyczących zachowań dzieci. Szczerze to chyba pierwszy długi wpis który czytam na ten temat, bardzo mądry wpis warto dodać. Dobrze że to napisałaś 🙂

    • Odpowiedź M. 11 czerwca 2019 · 7:46 pm

      Ł. no właśnie. Dokładnie o to chodzi. Przestrzeganie norm społecznych, to oczywiście podstawa. Bez tego nie da się prawidłowo funkcjonować. Nie oznacza to jednak, że dziecko należy przykładowo posadzić do stolika, dać mu do kolorowania obrazek, wręczyć zieloną kredkę i tylko jeśli w pełni posłuszne wykona zadanie, będzie okrzyknięte grzecznym geniuszem. Najbardziej kreatywni ludzie zwykle są wśród tych, którym pozwalano w dzieciństwie na odrobinę nieszablonowości i swobodę w adekwatnej do wieku możliwości wyboru.

    • Odpowiedź M. 11 czerwca 2019 · 7:49 pm

      Mariusz dzięki. Stereotypy dotyczące zachowań dzieci, to temat rzeka. Dobrze choć trochę go oswoić. Czasem warto wyjść poza utarte schematy. To, że podajemy je sobie z pokolenia, na pokolenia, nie oznacza, że są właściwe.

    Skomentuj Ł Anuluj