Adopcja, Adopcyjne dylematy, Adopcyjne historie, Droga do adopcji, Prawda o adopcji, Proces adopcyjny, Rodzeństwo, Rodzicielstwo, Rodzina, Rodzina adopcyjna

Bez owijania w bawełnę

Kochani,

Jestem totalnie poruszona. Jak pewnie wielu z Was, obejrzałam reportaż programu TVN Uwaga. Łzy płyną i kapią na ziemię. Staram się zachować obiektywizm. Wiem, że życie pisze różne scenariusze. Rozumiem, że czasem człowiek już pewnych rzeczy nie może udźwignąć. Los potrafi przygnieść okrutnie. Jednak na Boga! Jesteśmy dorośli. Odpowiadamy za swoje decyzje. Dlatego tak dosadnie często do Was piszę. Zastanówcie się. Zastanówcie zanim będzie za późno. Na co? Na ratunek dla małego bezbronnego, być może chorego i z pewnością poturbowanego doświadczeniami człowieka.

Adopcja, to nie zabawa w rodziców. Adopcja, to nie jedynie zaspokajanie własnych potrzeb bycia matką czy ojcem. Adopcja, to nie sielanka, rurki z kremem czy idealny portret rodzinny. W każdym rodzicielstwie jest poświęcenie, pot z czoła i miliony małych problemów po drodze. W rodzicielstwie adopcyjnym wyzwań jest o wiele wiele więcej. Będziecie musieli zmierzyć się z „demonami” dziecka, ale również z własnymi. Uprzedzeniami, lękami, żalem, strachem, stereotypami. Ze wszystkim, co w Was tkwi głęboko. Nie dajcie się zwieść opowieściom, że to rodzicielstwo jak każde inne. Nie dajcie sobie wmówić, że będzie lekko, łatwo i tylko przyjemnie. Nie będzie.

Obejrzyjcie tą opowieść i pomyślcie. Co będzie, jeśli to przytrafi się Wam? Czy uciekniecie? Czy podołacie?
Nie zakładajcie, że na pewno spotka Was inny scenariusz. Być może Wasze dziecko będzie potrzebowało tony wsparcia, specjalistów, opieki, leczenia. Być może nie do końca będziecie mogli mu pomóc. Co wtedy zrobicie?
Staram się zrozumieć opowieść z reportażu. Daleka jestem od ferowania wyroków i ocen. Jednak moje serce pękło na pół.
Czasem człowiek wpędza się w samospełniające się proroctwo. Szuka potwierdzenia dla własnych lęków i strachu. Szuka potwierdzenia własnej tezy. Nie akceptuje, więc przerzuca to uczucie na innych. Widzi w nich swoje słabości. Nie kocha, więc szuka potwierdzeń, że nie jest kochany.

Teraz ktoś cierpi. Cierpi w samotności. Odrzucony, zostawiony sam sobie. Kolejny raz. Oderwany od istoty najbliższej. Kolejnego małego człowieka, jego krew z krwi. I teraz mamy dwie cierpiące osoby. Jedną poprzez bunt, chorobę, niedostosowanie i skrajny lęk. A drugą żyjącą w fikcji. Podporządkowaną, uległą, zagubioną między miłością do rodziców i brata, cichą oraz dostosowaną. Cierpieć można w różny sposób. Jak będzie wyglądało ich dorosłe życie? Jak wielki będzie ich żal?

Obejrzyjcie, jeśli jeszcze nie widzieliście. Ku przestrodze.
Jeśli chcecie zbawiać świat, ale tylko na chwilę, albo macie potrzebę posiadania małego słodkiego niemowlęcia, to adoptujcie wirtualnie uroczego liska i nie bawcie się w rodzinę. Jak Wam się znudzi, albo kiedy urośnie i pokaże pazury wraz z przebiegłym charakterem, to po prostu wycofacie się ze stałego zlecenia przelewu.

Wybaczcie, ale zła jestem. Bardzo.

Poprzedni wpis Następny wpis

Zobacz także

2 komentarze

  • Odpowiedź Sonadora 31 maja 2019 · 10:54 am

    Dokładnie w punkt. Mną również ten materiał po prostu wstrząsnął. Ale zgadzam się, że należy go obejrzeć przed adopcją, jeśli już. Ja sama, przygotowując się do procesu adopcji, czytałam bloga mamy, która adoptowała rodzeństwo. Dziewczynka głęboki rad, chłopiec fas. Historia straszna, dzieci ze związku kazirodczego, co wyszło przypadkiem, bo ośrodek to ukrył. Zresztą dzieci też sypiały ze sobą. Ostatecznie o rozwiązaniu adopcji zadecydował sąd. Przeczytałam tego bloga i zadałam sobie pytanie, czy ja bym to udźwignęła. I wiem, że nie. Wiem natomiast, że to są jednak dość rzadkie przypadki. Ale mimo to, nie zdecydowalibyśmy się na dzieci z tak głębokimi zaburzeniami. Z drugiej strony, gdyby jednak takie do nas trafiło, to pomagalibyśmy, leczyli, szukali pomocy. No bo przecież nie oddali, jak psa…

    • Odpowiedź M. 6 czerwca 2019 · 12:17 pm

      Dokładnie o to chodzi. Wiele problemów u dzieci może pojawić się z czasem, nie wszystko od razu widać jak na dłoni. Podobnie zresztą w przypadku dzieci biologicznych. Zostać samotnie z tak wielkimi problemami – koszmar. Nie chodzi więc o bohaterskość potencjalnych rodziców, tylko głębokie przekonanie, że zawsze znajdziemy kogoś, kto będzie nam w stanie profesjonalnie pomóc. I wcale nie musimy sami walczyć o przyszłość dzieci i spokojne życie.

    Skomentuj M. Anuluj