To był jeden z tych dni, kiedy od samego rana czułam niepokój. Budzik nie musiał wyrywać mnie z błogiego snu, bo mimo piekielnie wczesnej pory byłam gotowa zmierzyć się z tym, co miał przynieść dzień. W pracy wykonywałam swoje obowiązki, choć moje myśli błądziły zupełnie gdzie indziej. Stres. To był mój wierny towarzysz tego dnia i to w odmianie dręczyciela, a nie stresowego mobilizatora. Zabawne jest to, że takie dni powtarzają się cyklicznie i odbywają się według jednego scenariusza. Główne role grają w nim – wspomniany stres i równie niezawodny strach. Godzina zero nadeszła, S i S zawładnęły mną całkowicie. Poszłam więc sprawdzić, czy na mojej wyboistej drodze czeka na mnie kolejny głaz nie do przeskoczenia i jak bardzo się do niego zbliżam. Kiedy po wszystkim wsiadłam do samochodu, miałam ochotę śpiewać i tańczyć. Czułam w sobie wdzięczność. Na mojej drodze leży mnóstwo rozsypanych kamieni. Właściwie, jak tylko je z niej pozbieram, od razu skądś spadają nowe. No ale czy to nie powód do radości, że nadal mogę próbować je uprzątnąć lub chociaż wytyczyć sobie ścieżkę, żeby przejść dalej? Wiem, że do tego głazu za jakiś czas znów dojdę. Na szczęście jestem tu i teraz. Widmo kolejnej operacji oddaliło się o trzy kroki. Więc jadę do domu po wizycie u lekarza i śpiewam!
Do przodu, Dziewczyno!
Marzec był dla mnie miesiącem pomostem. Między zimą, a wiosną. Miesiącem urodzin mojego męża. Miesiącem rocznicy naszej wspólnej drogi. Kojarzący się z miłymi wydarzeniami i oczekiwaniem na ciepłe dni. Od kilku lat, to również miesiąc świadomości endometriozy. Nie mogę o tym nie wspomnieć.
Marzec to miesiąc, w którym kobiety na całym świecie jednoczą się aby mówić o swojej chorobie. Nie po to, aby narzekać i zwracać uwagę na swój ciężki los. Lecz po to, aby inni zauważyli, jak wielu kobiet ten problem dotyczy. Endometrioza upośledza płodność, więc dotyka nie tylko kobiet, ale również ich partnerów. Celem kampanii społecznych jest nacisk na refundację skomplikowanych interwencji chirurgicznych, edukowanie lekarzy specjalistów w zakresie prawidłowej diagnostyki i leczenia pacjentek czy chociażby zwrócenie uwagi pracodawców na złożoność tej choroby w kontekście potencjalnej absencji pracowników.
Jeśli chodzi o solidną porcję wiedzy w temacie, odsyłam zainteresowanych do bloga prowadzonego przez Anię – http://zonazadhd.blogspot.com/. Jest mistrzynią samodyscypliny w temacie endo. Wiele w życiu przeszła, ale nie poddaje się i cały czas walczy o dobre życie dla siebie i swojej rodziny.
(Samo)świadomość
Kiedyś powiedziałabym – jest źle. Dlaczego mnie to spotyka. Dlaczego ciągle muszę mierzyć się ze zdrowotnymi przeciwnościami losu. Dzisiaj myślę o tym w inny sposób. Szukam przyczyn, docieram do źródła. Uświadamiam sobie, co endo mi dała. Co we mnie zmieniła. Jak na mnie wpłynęła. Dlaczego w ogóle do mnie przyszła.
Nie chodzi o zwyczajne zaklinanie rzeczywistości czy robienie dobrej miny do złej gry. Kiedy jest naprawdę źle, pozwalam sobie na złe emocje, lęk czy rozpacz. Czasem rozsypuję się na kawałki. Nauczyłam się jednak patrzeć na moją towarzyszkę inaczej. Kiedyś traktowałam ją jak wroga. Przeciwnika, z którym trzeba walczyć. Tyle, że to bez sensu. Bo przecież endometrioza, to część mnie. To chore obszary mojego ciała. Przecież nie będę walczyć sama ze sobą, prawda?
Na pewno nie ma to zastosowania do wszystkich przypadków. Wiem jednak, że w wielu tak właśnie jest. Choroby psychosomatyczne pojawiają się również po to, żeby nam przypomnieć jak bardzo nasze ciało ucierpiało na skutek zranień psychiki. Traumy odkładają się w ciele i potrafią być uśpione przez wiele lat. Jeśli nie zadbamy odpowiednio o pozbycie się obciążeń, mogą one dać o sobie znać w postaci wielu chorób somatycznych w przyszłości. Endometrioza koncentruje się w obszarach ciała, w których najczęściej kumuluje się stres i lęk. Organizm w pewnym momencie postanawia oddać nagromadzony bagaż w postaci choroby. Podobnie mechanizmy zachodzą w przypadku traumy wczesnodziecięcej, która dotyczy adoptowanych dzieci – o tym napiszę kolejnym razem.
Bądźmy dla siebie dobre. Nie bojkotujmy naszych chorujących obszarów. To te części nas samych, które wymagają wyjątkowego zaopiekowania i dobrego traktowania.
Endo ustawiła mi w głowie priorytety. Pokazała, co w życiu jest naprawdę ważne. Wcześniej gnałam bez opamiętania. Lubiłam to i nadal lubię, ale czasem trzeba też nauczyć się zwalniać krok. Wywróciła do góry nogami zamiłowanie do planowania. Trochę szkoda, ale z perspektywy czasu widzę, że nie zawsze trzeba mieć życie zaplanowane od a do z. Zmusiła do tego, żeby bardziej o siebie dbać. Wysyła sygnały ostrzegawcze i wiem, kiedy muszę poświęcić zdrowiu więcej czasu. Postukała po głowie w kwestii oczekiwań od życia. Teraz już wiem, że nie wszystko musi być perfekcyjne, choć natury nie oszukasz – nadal do tej perfekcji w wielu obszarach dążę, ale już nie za wszelką cenę. Zdrowie stało się wartością nadrzędną, bo bez niego nic nie daje radości i satysfakcji. Skupiam się mocniej na tu i teraz. Doceniam dobre chwile. Celebruję codzienność. Więcej się śmieję. Potrafię cieszyć się jak oszalała drobiazgami zamiast odhaczać kolejne cele do zrealizowania na liście. Odblokowałam się w sferze wypada-nie wypada. Pozwalam sobie na spontaniczne emocje, śpiewam dziecięce piosenki i tańczę do wyginam śmiało ciało. Mam więcej dystansu do spraw, które kiedyś doprowadzały mnie do maksymalnego stresu lub złości.
No i oczywiście mam dwóch synów. Oni to dopiero wszystko przewartościowali. Gdyby nie endo, pewnie nie miałabym nadal dzieci. Że co? No tak, z moim podejściem do tematu potomstwa, pewnie nadal by było za wcześnie, nie teraz, może kiedyś.
Doceniam swoją kobiecość. Widzę jej pozytywne strony. Pozwalam sobie na chwile tylko dla siebie. Staram się realizować pasje, nie odkładając ich na później. Choroba przewlekła uczy pokory. Uświadamia również, że nigdy nie wiemy co nam przyniesie nowy dzień. Każdemu z nas. Dzięki niej mam w sobie dużo wdzięczności. Wcześniej przeważały oczekiwania. Bardziej cenię relacje z bliskimi, zauważam świat wokół mnie, zachwycam się naturą.
I oczywiście to nie jest tak, że dokonała się cudowna przemiana i wszystko jest wspaniale. Jak każdy błądzę, robię głupoty, podejmuję złe decyzje – ale jest inaczej, to pewne.
Kobiety na barykady
Cieszę się, że jest coraz więcej działań na rzecz świadomości endometriozy. 30 marca na Placu Zamkowym w Warszawie odbędzie się EndoMarsz. Jednoczący kobiety i ich bliskich w walce o lepszą jakość opieki medycznej oraz dostęp do świadczeń na wysokim poziomie. Każda taka akcja przybliża nas do poprawy warunków leczenia, ale także propaguje profilaktykę zdrowotną wśród kobiet. To również walka o to, żeby nasze otoczenie zrozumiało, że nie symulujemy i nie przesadzamy. Że endo to nie nadwrażliwość, psychiczna przypadłość, która zniknie kiedy pojawią się dzieci. Więcej o akcji znajdziecie tu -> https://www.facebook.com/EndometriozaPolska/.
(poniższe grafiki pochodzą z portalu Endometrioza)
Zachęcam Was do udziału, bo to w tym wymiarze walka jest z pewnością potrzebna.
Walczcie o siebie i swoje prawa. Go girl!
Brak komentarzy