Adopcja, Adopcyjne historie, Codzienność, Dom, Dzieci, Dzieciństwo, Małe radości, Miłość, Rodzeństwo, Rodzicielstwo, Rodzina, Wspólny czas

Szklanka pusta do połowy?

Nadeszła jesień. Ta Pani od liści wielobarwnych, kasztanów, żołędzi i szeleszczącego pod butem dywanu. Ta od słońca ciepłych promieni. Wiatru, co głowę urywa. Deszczu, co trawę w ogrodzie regeneruje, ale i meble na tarasie mocno fatyguje. Ta miła od dużych herbacianych kubków i koca, który tak miło otula stopy. No fajna ta jesień przecież.

Szeleściło, jak jesień pod butem
Choć lubię te dłuższe wieczory i popołudniowe ciemności, które jakby naturalnie mówią – zwolnij człowieku, odpocznij nieco. To jednak corocznie dopadają mnie wówczas dwie Panie. Nostalgia i Melancholia. Męczą i dręczą.
Och, jak cudownie, że popołudnia z dobrą lekturą i czasem na przemyślenia odeszły w niepamięć na rzecz – Mamoooo pić, jeść, bawić, skakać, siku. Mamooo, on mnie bije, on mi zabrał, on mnie ugryzł, on zaczął 😉 Może wspomniane Panie w tym roku do mnie nie przyjdą, bo i tak nie dostaną właściwej atencji.
Starałam się ostatnio osadzić na życiowej osi czasu i rozkminić jak to u mnie z tą szklanką. Pusta do połowy czy jednak pełna? No powiem Wam, że niesamowity dualizm mnie dopadł, żeby nie powiedzieć rozdwojenie jaźni.
Bo oto jednego dnia byłam niczym uszczęśliwiona istota unosząca się na puchatej chmurce z widokiem na tęczę, a innego mająca ochotę się schować do szafy, przygnieciona kalibrem problemów.
Jak to w końcu z tym szczęściem w życiu jest? Ano, szczęśliwym się przecież bywa.
Zrobiłam więc życiową analizę, wypunktowałam w głowie zrealizowane cele, spełnione marzenia i plany. Wyszło całkiem szałowo. Następnie przeszłam do spraw „to do”. Oj sporo się tego nazbierało. Trochę nawarstwionych kłopotów, ale i oczekiwań od życia, dalszych planów czy perspektyw. I wiecie co? Uznałam, że to totalnie bez sensu. Podeszłam więc do tego inaczej. Życie to nie projekt do zrealizowania z harmonogramem w tle. Do tego jest też mnóstwo spraw, na które nie mamy wpływu. Może warto walczyć o te najbliższe cele. Najistotniejsze, a nie wszystkie naraz. Może warto skupiać się na teraźniejszości, a nie wybiegać w odległą przyszłość i się o nią zamartwiać. Proste, choć trudne.
Kiedy odrzuciłam tonę niewiadomych związanych ze zdrowiem czy chociażby przyszłością synów, wewnętrznie stałam się kobietą spełnioną.
Będąc tu i teraz poczułam się w pełni szczęśliwa, bo odrzuciłam „ale”.

Szklanka do połowy pełna
Pisze więc do Was trzydziestodwulatka, która ma ochotę śpiewać niczym Elza „Mam tę moc, mam tę moooooc”.
Jeszcze nie stara, choć już nie młoda. W kolejnym przełomowym momencie życia. Ucząca się optymizmu, choć pokonywana przez wtłaczany przez lata pesymizm. Silna i słaba. Mądra i głupia. Dorosła i niedojrzała. Wiek 30+ ma tą fajność, że choć przybywa Ci opona na brzuchu i zaczynasz zauważać pierwsze siwe włosy, zyskujesz +100pkt do pewności siebie. Takie zdrowej, nie cwaniackiej, ale wynikającej z doświadczenia życiowego, które posiadasz.
I czujesz się dobrze ze sobą, a to sympatyczny stan.
Mam fajnego męża, dzieci i psa. Prawdziwy dom, o którym zawsze marzyłam. Wspierających Bliskich. Pracę, pasje i wykształcenie. Kwiatki przed domem i las za drogą. Mogę spakować ferajnę i czasem wyskoczyć za miasto. Spełniać małe marzenia. A wieczorem położyć głowę na ramieniu tego Gościa, którego towarzystwo nigdy się nie nudzi. Fajnie się mam.
I choć czasem wydaje się, że codzienne potyczki, kłody pod nogami i piętrzące się kłopoty raz po raz zwyciężają, dobrze spojrzeć na życie z dalszej perspektywy. Można wtedy dostrzec sedno. Sens i istotę.
I choć ciężko je zauważyć w poniedziałek przed pracą, gdy o 4:50 Twoje dziecię budzi się z oczami jak pięć złotych. Od rana postanawia negować każdą Twoją prośbę, wydając z siebie dźwięki, które przyprawiają Cię o popękane bębenki w uszach. Za to wieczorem, gdy zasiądziesz w fotelu – w ciszy, błogim spokoju – zdecydowanie łatwiej jest tego nie przegapić.
Wtedy szklanka z pewnością będzie do połowy pełna.

Historia pewnej sesji
Kiedy myślę o życiu moich małych chłopców, wiem, że ich szklanka była kiedyś całkiem pusta. Nawet mocno popękana. Teraz, choć przez pęknięcia ciągle kapie z nich woda, czasem nawet leci ciurkiem, moim mali ludzie wypełniają ją po brzegi ile tylko się da. Dziecięca umiejętność czerpania szczęścia z codzienności jest niesamowita. Powinniśmy się od nich uczyć i brać garściami. Oni nie czekają na nowe szafki w kuchni, nie przejmują się pomazaną podłogą, ani rachunkiem do zapłacenia. Nie wyczekują wycieczki obiecanej za miesiąc. Są tu i teraz. Cieszą się z małych rzeczy, śmieją do rozpuku, okazują niczym nie pohamowaną radość i potrafią uśmiechać się oczami. Są mistrzami małych szczęść i mogliby być naszymi nauczycielami.
Opowiem Wam historię pewnej sesji. Któregoś wrześniowego popołudnia, umówiliśmy się na małą rodzinną fotoprzygodę.
W dobie sesji narzeczeńskich, ślubnych, poślubnych, brzuszkowych, bejbi szałerowych i niemowlęcych, chcieliśmy zrobić chłopcom pamiątkę na dalsze lata. Jako, że trudno ich zatrzymać w bezruchu, własnymi siłami ciężko zrobić zdjęcie w komplecie.
Spotkaliśmy się więc w miejscu, które lubimy. Początkowo nic nie zwiastowało nadchodzącej katastrofy. Chłopcy bawili się w najlepsze – autka, patyki, szyszki i te klimaty. Pies nie złapał tropu sarny, więc zaczęło się idealnie. Młodzi nawiązali kontakt z fotografem i zaczęliśmy zdjęciową zabawę. Wiecie, ładny plener, idealne światło, och już oczyma wyobraźni widziałam te wymuskane foty w albumie. Ale gdzie tam! Dzień jak co dzień. Chłopcy mieli swój pomysł na wykorzystanie tego czasu. Patyki fruwały do wody, patrzenie w obiektyw było ostatnią z branych pod uwagę rozrywek. Pies niemożliwie ciągnął. Z kładki nad stawem, na której staliśmy, niemalże wpadliśmy do wody chyba ze sto razy, próbując się ustawić i zachować równowagę. Fotograf zdobywał sprawność przedszkolanki, próbując zachęcić chłopców do cywilizowanej pozy. Efekt był przewidywalny, tona śmiechu i żadnego dobrego ujęcia. Dalej było tylko lepiej. Młodszy M. umazał buzię ziemią. T. postanowił udać się na spacer, a po chwili nasza I. wskoczyła do wody. Taaaaa, merdający ze szczęścia ogon i błoto na białej sierści. Marzenie. Kiedy na moment skupiłam się na okiełznaniu błotnistej psiejki, a Ł. na gonitwie za starszym spacerowiczem… M. wszedł na podmokły teren z trzciną i… jak sam to określił – zrobił plumsk!

Rany, co to była za akcja! Przerażonych, zapewniam, że nic mu się nie stało. Nie było też żadnego ryzyka, bo woda była do kostek. Z perspektywy czasu – nawet kataru się od tego nie nabawił. Nie zmienia to jednak faktu, że potknął się jak długi i zamoczył w bagiennej wodzie od stóp po włosy. Fotograf zdobył dodatkową sprawność ratownika, porzucając sprzęt i ruszając na odsiecz. Życie napisało swój scenariusz 😉 I wiecie? To z pewnością będzie jedna z tych historii, które opowiada się po latach pękając ze śmiechu. Chłopcy specjalnie nie przejęli się całym zdarzeniem. Uznali po chwili, że to świetna zabawa. Kiedy zdjęliśmy z M. mokre ubrania, T. uznał, że musi biegać bez koszulki tak jak brat. Przez kolejne minuty, zanim Szuwarek został opatulony kilkoma warstwami ciepłych rzeczy, chłopcy bawili się w najlepsze. Fotograf wykorzystał moment i sesja stała się totalnie spontaniczna, szalona tak jak jej bohaterowie. Dzikie dzieci lasu, to moja robocza nazwa. Mam nawet swoją teorię, że zdjęcia idealnie pokazują ewolucję emocjonalną i życiową w ogóle, jaką chłopcy przeszli zyskując dom.
Tak więc nie dla nas okładkowe sesje 😉 Szklanka nadal pełna do połowy. To popołudnie było takie, jak nasze wspólne życie. Trochę szalone, zwariowane, nie dające się wpisać w ramy. Czasem pełne strachu i stresu, nieprzewidywalne, łamiące plany i harmonogramy. Mimo to piękne, radosne, spontaniczne, proste. Pełne miłości, radości i śmiechu. Nasze.
Wracaliśmy do domu śmiejąc się wspólnie z chłopcami jak szaleni. Samochód wypełniała woń stawu i błotnista maź, którą zaserwowała nam I. To było piękne popołudnie! Zyskaliśmy coś fantastycznego i prawdziwego. Nie zamieniłabym tych chwil i pamiątkowych zdjęć na żadne inne.

 

Poprzedni wpis Następny wpis

Zobacz także

4 komentarze

  • Odpowiedź Sonadora 1 października 2018 · 11:51 pm

    Przepiękne zdjęcia! Zwłaszcza to jedno, Twoje i Szuwarka

    • Odpowiedź M. 2 października 2018 · 10:23 am

      Dziękuję pięknie, też uwielbiam to z Szuwarkiem 😀

  • Odpowiedź Magda 2 października 2018 · 2:32 pm

    Świetny wpis (jak wszystkie)! Życzę, aby Wasze szklanki były zawsze pełne, nie do połowy, tylko po prostu pełne! Zasługujecie na to!

    • Odpowiedź M. 4 października 2018 · 7:00 am

      Dziękujemy serdecznie i wzajemnie! Dużo dobrego i całej masy małych szczęść

    Skomentuj M. Anuluj