Adopcja, Codzienność, Dom, Dzieci, Małe radości, Małżeństwo, Miłość, Rodzicielstwo, Rodzina, Rodzina adopcyjna, Wspólny czas

Pomnażanie szczęścia

Każdy, kto zostaje rodzicem, zastanawia się nieustannie – co zrobić, żeby wychować szczęśliwe dzieci? Stale jesteśmy atakowani pomysłami na adekwatny styl wychowania. Zmieniają się trendy teorii pedagogicznych i psychologicznych. Co chwilę samozwańczy mentorzy wychowania podsuwają nam pomysły na to, jak się z dzieckiem „obchodzić”. Wiele lat temu, jeszcze na studiach, przeczytałam książkę, która obecnie jest dla mnie niezwykle aktualna. Psycholog Wojciech Eichelberger w książce „Jak wychować szczęśliwe dzieci”, podaje prostą receptę – trzeba samemu być szczęśliwym. No ale jak to? Co ma piernik do wiatraka? Przecież najważniejsze jest poświęcenie się dziecku, jego szczęście. Jasne. Jednak, aby dziecko było zadowolone z życia, rodzic musi zatroszczyć się o siebie. Spełnieni życiowo rodzice, dają dziecku poczucie bezpieczeństwa i oparcie niezbędne do rozwoju. To jeden z podstawowych paradoksów rodzicielstwa – jeśli poświęcając się bez reszty  potomkowi, zaniedbuje się swoje potrzeby, ale również potrzeby związku dwojga ludzi, prędzej czy później obraca się to przeciwko dziecku.

Zintegrowani zapominalscy?

Było sobie dwoje ludzi. Kochali się szalenie. Był ślub i welon biały. I dzieci pojawiły się z miłości. Nagle, dopadła ich amnezja. Pochłonięci „gu-gu, da-da” i przecierami z marchewki, zapomnieli, że mają własne imiona. Zlepili się ze słowami mama i tata. Zintegrowali z potrzebami swoich pociech. Kobieta na co dzień szczebiotała dziecięcym głosikiem, opowiadała o trudach treningu czystości, a mężczyzna nie do końca rozumiejąc niekończące się zachwyty nad każdym zjedzonym jabłuszkiem, coraz bardziej odpływał w świat swoich spraw.
Pociecha rosła, a oni coraz bardziej zmęczeni codziennością, każdego wieczoru wylewali na siebie myślowe wiaderko nieczystości. Praca, dom, dziecko, obowiązki. Bo on nadal nie zmywa naczyń lub robi to źle. Bo ona znów przytyła, a kiedyś to była taka laska. Bo on jej wcale nie słucha. Bo ona zrobiła się nudna. Bo ona się tak poświęca, a on tak mało zarabia. Bo on jak lew walczy o ich byt, a ona nawet gotować dobrze nie potrafi. Bo ona za mało czuła, a on już zupełnie nie romantyczny.
Patrzyli na siebie przez pryzmat nowych ról. Przestali dostrzegać parę, widzieli już tylko rodziców i piętrzące się problemy.
Przez sen, ten głupi sen, kochali się i stracili sens. (…) Przez sen, ten piękny sen, złudzenie, że nie wpadną w sieć. Gęstą sieć (…) – jak śpiewa Natalia Przybysz.

Mały człowiek i zmęczony dorosły

Life is brutal and full of zasadzkas. Nigdy nie wiemy, co na nas czycha za rogiem. Nigdy nie możemy być pewni, że życie nasze i naszej rodziny potoczy się tak, jakbyśmy tego chcieli.
Jak czuje się dziecko, które ma wokół siebie sfrustrowanych dorosłych? Samotne. Na początku doświadczyło totalnej atencji, nauczyło się, że rodzic jest na każde zawołanie. Wówczas zintegrowanie rodzica z dzieckiem osiągało poziom max. Dorosły poddawany takiemu zespoleniu, musi się jednak kiedyś wypalić. Prędzej czy później przypomni sobie, że gdzieś tam w środku jest jeszcze on sam. Poczuje, że się poświęcał, a przecież nie o to chyba chodzi w rodzicielstwie. Miłość, nie musi być oparta na poświęceniu i ciągłych wyrzeczeniach. Po latach dorosły oczekuje za taki stan rzeczy rekompensaty – tyle lat się dla Ciebie poświęcałam, a Ty tak się odwdzięczasz?
Coś za coś. Dostałeś, więc teraz się zrewanżuj. Zintegrowanie z czasem przechodzi w nerwowość, złość, frustrację. Rodzic wydaje się być ciągle zmęczony, nieobecny myślami, niezainteresowany lub atakujący. Dziecko traci bezpieczny grunt pod nogami, czuje się zdezorientowane i samotne.
Każdy z członków rodziny jest na swój sposób wyobcowany. Rodzina się rozpada lub zachowuje pozory funkcjonowania, jednak emocjonalnie poraniona.
W założeniu zintegrowanych zapominalskich, dziecko miało być pępkiem świata. Trzonem rodziny, jej siłą. Celem samym w sobie, sensem życia. Jestem, bo jesteś – mówili, choć gdzieś po drodze może sens zgubili.

Nie mogę, jestem matką!

Wiecie co? Guzik prawda. Jak zostaniesz matką, to zobaczysz, jak Ci się życie zmieni – mówili. Zmieniło się, to fakt. Doba stała się elastyczna i rozciągnięta jak wysportowana joginka.
Kiedyś mogłam wszystko, ale teraz jestem matką! Przeliteruję dla wzmocnienia. M A T K Ą. Serio?
Kiedy z dziecka stałaś się dziewczyną, uczennicą, później kobietą, studentką, partnerką, żoną, pracownicą, szefową, przyjaciółką itp., to nic się nie zmieniało? Zawsze konstans. Tylko rola matki sprawia, że nie wolno już absolutnie nic. Człowiek staje się rodzicem i automatycznie przestaje być sobą. Uruchamia się proces – wymazuję.
Wiem, że trzeba się zaangażować w opiekę nad dzieckiem. Że to szczęście wielkie. Wszystko to oczywiste. Warto jednak czasem łapać oddech. Robić sobie małą przerwę. Znaleźć chwilę dla siebie. Pobyć z dorosłymi. Pójść na randkę z mężem. Wyrwać się na koncert. Pobiegać. Poczytać. Pójść na zakupy i nie kupić nic dla dzieci 😉 Wyskoczyć do kina lub teatru. Pojechać na weekend bez potomstwa. O rany, teraz to już przesadziłam. Dobre matki tak nie robią.
Otóż proszę Państwa! Dobre, w znaczeniu jestem, bo jesteś, może nie. Jednak te, które chcą być szczęśliwe i nadal czuć się sobą – robią to. I nawet nie mają wyrzutów sumienia.
Nieeee, ja nie mogę, nie mam jak, nie chcę, tęsknię za dziećmi. Warto czasem powiedzieć sobie – mogę. Wszystko mogę, jeśli zechcę.
Wiadomo, że mamy przeróżne ograniczenia życiowe. Mało czasu wolnego, brak chętnych do zajęcia się dzieckiem czy ograniczony budżet. Każdy się z tym boryka. Skoro jednak jesteśmy tak rewelacyjni w planowaniu życia z dziećmi, z pewnością uda nam się przy dobrej organizacji znaleźć odrobinę czasu na własne i wspólne z mężem małe radości.

Spokój, wielki spokój. 3,2,1…relaks!

Jeśli o mnie chodzi, na początku byłam przerażona – moje życie zniknęło i nigdy nie wróci. Weszłam w nowy etap, który momentami mnie uwierał. Ograniczał personalną wolność, o którą walczyłam wiele lat. Okazało się jednak, że da się. Mam czas na przyjemności i swoje pasje, podobnie jak mój mąż. Wymieniamy się w opiece nad chłopcami, dzięki czemu mamy mentalny azyl swoich dorosłych spraw. Nadal brakuje mi swobody w wychodzeniu wspólnie z Ł. Wiadomo, że mając dzieci nie można tego robić zbyt często. Nie mamy niani, ani kolejki członków rodziny, którym można podrzucić dzieci. Mamy za to cudowną Babcię i wspaniałego Dziadka, którzy na nasze szczęście, pamiętają swoją rodzicielską młodość i rozumieją, że czasem potrzebujemy znów poczuć się młodzi, wolni, zakochani i pełni radości z kontaktów międzyludzkich czy też obcowania z muzyką na żywo.
Odpoczywajmy zatem. Resetujmy się. Relaksujmy. Sprawiajmy sobie małe przyjemności. Róbmy coś dla siebie. Realizujmy pasje. Bądźmy ze sobą. Dbajmy o związek. Nie zostawiajmy życia na później.
Rodzice, którzy mają zainteresowania, są o wiele ciekawsi niż ci, którzy żyją życiem swoich dzieci. Chcemy być inspirujący dla swoich małych ludzi? Pokazujmy im, że życie jest barwne i ciekawe. Że pełnimy w nim wiele ról i każda z nich jest interesująca. Że „starzy” nie muszą być nudni.
Nie dajmy sobie wmówić, że nam nie wolno. Nie wpadajmy w mit rodzicielstwa okupionego poświęceniem.
Może warto kochać i nie oczekiwać nic w zamian? Może warto być, nie dla kogoś, ale z kimś. Może – jesteś Ty i ja oraz my razem.
Jak myślicie? Jakie są Wasze odczucia?
Nie ma recepty na szczęście w życiu. Ani dla dorosłych, ani dla dzieci. Jednak jedno jest pewne – odprężony, zrelaksowany rodzic, pełen pasji, miłości i szacunku  dla partnera da dziecku dużo więcej dobra niż ten, który o sobie zapomniał.

 

 

Poprzedni wpis Następny wpis

Zobacz także

4 komentarze

  • Odpowiedź Natalia 6 sierpnia 2018 · 11:37 am

    Dziękuję za kolejny szczery i mądry wpis. Z przyjemnością czytam Pani bloga, pomaga mi odnaleźć się w sytuacji, w której sama się znalazłam kilka miesięcy temu. Pozdrawiam. Proszę pisać więcej!

    • Odpowiedź M. 6 sierpnia 2018 · 8:22 pm

      Cieszę się, że moje pisanie jest pomocne 🙂 Ściskam i serdecznie pozdrawiam 🙂

  • Odpowiedź Ala 6 sierpnia 2018 · 6:01 pm

    Bardzo mi się podoba ten wpis. Zgadzam się , mam nadzieję że uda mi się być takim rodzicem – szczęśliwym, spełnionym człowiekiem. Zbyt wielkie skupienie na dziecku i traktowanie go jako cel życia zaczyna w końcu bardzo ciążyć rowniez dziecku. To wielki ciężar być dla kogoś sensem życia.

    • Odpowiedź M. 6 sierpnia 2018 · 8:24 pm

      Fajnie, że mamy podobny punkt widzenia 🙂 Życzę dużo szczęścia każdego dnia! Pozdrawiam ciepło i ślę uściski 🙂

    Skomentuj M. Anuluj