Adopcja, Adopcyjne historie, Codzienność, Dom, Dzieci, Dzieciństwo, Miłość, Prawda o adopcji, Rodzina

Ten, któremu było zimno

Łóżeczko. Sala szpitalna i lampa, która świeci zimnym rażącym światłem. Nieznany świat i emocje doświadczane po raz pierwszy. Chłodno. W żołądku uczucie przedziwne. Głód?
Gdzie jestem? Co się dzieje? Gdzie ta istota, której częścią jestem?

Jestem! Czekasz?
Coś dociera do mojego nosa. Zapach. Hmm, jest specyficzny. Przesiąknięty szpitalną aurą. Głośno tu, gwarno. Ciągle ktoś się krząta na korytarzu, albo wpada do miejsca, w którym jestem. Jeżdżą wózki z wodą do mycia podłogi i pielęgniarki z lekarstwami. Czasem wpada lekarz i przygląda mi się ze wszystkich stron. Dotyka, stuka, puka, mierzy. Leżę sobie. Ktoś przynosi mleko. Mmmmm…przyjemnie ciepłe. Cudownie. Tylko zaraz zaraz. Dlaczego te twarze tak się zmieniają? O co chodzi? Co chwilę widzę kogoś innego. Czasem biorą mnie na ręce. Oj, jak ja to lubię. Widzę wtedy znacznie więcej, choć trochę się boję. Są takie twarze, które się do mnie uśmiechają. Niektóre nawet tulą do siebie. Tylko one w końcu i tak znikają, a na ich miejsce pojawiają się inne.
To tak wygląda świat? Trochę tu zimno i niespokojnie. I kogoś brakuje. Nie wiem kogo, ale czuję, że być powinien. Więc czekam. Bo może jednak przyjdzie i wtedy wszystko mi się przypomni.

Ten, któremu było zimno
Niestety nie zawsze zderzenie ze światem staje się wspaniałą opowieścią, pielęgnowaną w pamięci rodziców i przekazywaną potomstwu. Nie każde dziecko doświadcza piękna istnienia w ramionach matki, w objęciach ojca, otulone miękkim kocykiem. Są też opowieści o krainie chłodu, w której mimo przyjaznych twarzy, zimno przenika aż do serca. Bo chłód z braku emocji pojawia się mimo pełnego brzuszka i profesjonalnie sprawowanej opieki. Rozsiada się w świadomości i zostaje tam na długi czas. Czy takie przeżycie może stać się doświadczeniem Waszego dziecka? Bardzo prawdopodobne. Czy może pozostawić po sobie ślady na długo? Może. No ale przecież, moje adoptowane dziecko jest z nami odkąd skończyło 4 miesiące, więc praktycznie od początku! To nie ma znaczenia. Zasięg ran będzie na pewno mniejszy, ale wiele spraw może pozostać na poziomie nieuświadomionym.
W jaki sposób kształtują się emocje do świata i ludzi u dziecka, które było zaniedbane emocjonalnie na pierwszych etapach życia?

Ten, na którego nikt nie czekał
Wyobraźcie sobie siebie w szpitalu. Wchodzicie na salę i zostajecie w otoczeniu obcych Wam osób. Wasza codzienność przestaje istnieć i nagle w jednej chwili musicie dostosować się do nowej rzeczywistości i szpitalnych zwyczajów. Czy czujecie się niekomfortowo odziani w pidżamę i do tego w obcym miejscu? Czy pojawia się w Was lęk, bo nie wiecie co się zaraz wydarzy? Czy w sposób szczególny odczuwacie tęsknotę za bliskimi? Myślę, że dla większości z Was będzie to 3 x tak.
Tyle, że my jesteśmy dorośli i wiele spraw potrafimy sobie wytłumaczyć.
Co ma powiedzieć maleńka istota, która dopiero przyszła na świat? Otóż, przyjmuje, że świat tak właśnie wygląda. Nie zna innego. Buduje więc swój obraz rzeczywistości w oparciu o to, czego doświadcza. Chłód i lęk są odczuciami, które towarzyszą jej cały czas. Dziecko kształtuje chłodnie bezpieczną postawę względem otoczenia i bazuje na strategiach opartych o przetrwanie.

Stuk, puk! Jesteś tam?
Każde dziecko będzie miało swój bagaż doświadczeń związanych z porzuceniem na wczesnym etapie życia. Nie będzie pamiętało czasu, kiedy było samo. Jednak w jego psychice i sercu zostanie znaczący ślad tych smutnych wydarzeń. Szpital, to oczywiście jeden z etapów życia dziecka porzuconego. Później mogą pojawić się inne placówki, które również będą funkcjonować zupełnie inaczej niż dom.
Dom. No właśnie. Nadchodzi upragniony czas, kiedy dziecko zyskuje swoich ludzi i tym samym prawdziwy dom. My dorośli, mamy tendencję do oczekiwania szybkich rezultatów i często patrzymy w oderwaniu od szerszego kontekstu. Zderzenie ze światem miłości, ciepła i troski wcale nie będzie dla dziecka proste. To również może okazać się dla małego człowieka nieznany ląd. Bo oto nagle pojawili się ludzie, którzy chcą dotykać, głaskać, nosić, tulić, całować i być ciągle blisko. Dlaczego? Z miłości oczywiście. Tylko czy ten mały człowiek kiedykolwiek jej doświadczył, żeby wiedzieć, że to coś dobrego i przyjemnego? Otóż nie, a już na pewno nie w takim wymiarze.
Zdarza nam się odbierać zachowanie dziecka jako odrzucenie nas samych – On mnie nie akceptuje. Zobacz, odpycha mnie, nie chce dać się przytulić. Nie będę dobrą matką, nie pokocha mnie. Takie myślenie z gruntu jest skazane na porażkę. Postarajmy się wrócić myślami do źródeł zachowania dziecka, znanych mu strategii radzenia sobie i w odniesieniu do jego historii. Po przeanalizowaniu doświadczeń, zyskamy pewność, że nie o nas chodzi. Dziecko nie neguje nas, a raczej sam fakt bliskości i działa w ramach schematów, które zna. Zwykle sprzecznych z własnymi faktycznymi potrzebami. Bezpieczeństwo kojarzy mu się z dotychczasowym modelem funkcjonowania. W nim pewnie nie było miejsca na szczególne przywiązanie do drugiej osoby.
Niektóre dzieci mają swoje historie wypisane na twarzach. Brak miłości odciska piętno na maleńkich buziach. Czasem mają twarze zmęczonych życiem staruszków, którzy wiele przeszli. Widok małej buzi, na której dominuje smutek, dorosła mina i grymas bólu, zapisuje się w pamięci na zawsze. Na szczęście czas sprawia, że coraz bardziej się zaciera i pozostaje jedynie przykrym wspomnieniem.

Jesteśmy! Razem!
Przebijanie się przez grubą skorupę Waszego małego przyjaciela może trochę potrwać. To z pewnością będzie proces. Cudownie obserwuje się indywidualne cechy osobowości dziecka. Te, które mają w sobie wewnętrzną radość, nie tracą jej nawet przechodząc przez emocjonalnie mroźną zimę. Nagle okazuje się, że smutna maska spada, a uśmiech i śmiech pełen radości pojawia się niezwykle często. Nauka bliskości, okazywania sobie uczuć, zajmuje więcej czasu. Jednak z uśmiechem na twarzy na pewno łatwiej przejść przez ten etap.

Czas w tym przypadku będzie naszym sprzymierzeńcem. Każdy z nas będzie miał swoją historię,
z jej blaskami i cieniami. Nasza pokazuje na pewno, że nawet kręte ścieżki znajdują w końcu punkt, w którym zaczyna się robić szerzej, bezpieczniej i wygodniej.
Dzisiaj na pierwszym planie widzę szalony uśmiech i wesołe oczy. Dzikie zabawy w basenie, akrobacje w ogrodzie i nieokiełznaną radość. Przybieganie, żeby się na moment przytulić, pogłaskać w przelocie, a nawet czasem dać buziaka. I serce już posklejane po niezliczonych miesiącach odrzucania wszelkich przejawów miłości. Każdego ranka mogę dotknąć rączki, włosy zmierzwić przez kilka sekund, pogłaskać po brzuszku i niepostrzeżenie obsypać całusami. Wieczorami, do snu tulić i szeptać do ucha moc pochwał i słów pełnych uczuć. Wzrusza mnie to nieustannie, bo nie było nam dane od zawsze.
Blokady nie znikną pewnie długi czas i wiele razy jeszcze napotkam opór. Lecz, te wszystkie nie! Nie ruszaj, nie rób, nie dotykaj, odsuń – ze spokojem odbierane, bo miłość już się wlała w to małe serduszko i nie ma opcji, żeby nie było jej coraz więcej.
Wspaniale jest patrzeć na radosne i zadowolone z życia dziecko. Bo choć ma piracko-buntownicze usposobienie, to uśmiech zawsze jest na pierwszym planie – absolutnie szczery i rozbrajający.
Terapia miłością daje po czasie niesamowite efekty! I jest najważniejsza ze wszystkich terapii.
Z pewnością!

Poprzedni wpis Następny wpis

Zobacz także

8 komentarzy

  • Odpowiedź H. 6 czerwca 2018 · 10:33 am

    Wzruszyłam się. Ten wpis przypomina mi historię mojej córeczki. Tego chłodu nie da się wymazać z pamięci. Na szczęście możemy leczyć serca. Miłość to doskonały lek. Powodzenia na Waszej wspólnej drodze 🙂

    • Odpowiedź M. 6 czerwca 2018 · 10:35 am

      Zgadzam się – najlepszy lek na wszystko 🙂 Pozdrawiam serdecznie i słonecznie 🙂

  • Odpowiedź Marta 8 czerwca 2018 · 12:51 pm

    Trudno wyobrazić sobie, co musi czuć taki mały, pogubiony człowiek. Na szczęście na świecie są Anioły, takie jak Ty, które poświęcają część siebie by załatać dziury w sercach porzuconych dzieci. Świetne piszesz! Czytam z prawdziwą przyjemnością!

    • Odpowiedź M. 8 czerwca 2018 · 6:40 pm

      Dziękuję serdecznie. Dzieci, które wiele przeszły, mają piękne serca, trzeba tylko pozwolić im na to, aby otworzyły się na świat i ludzi 🙂
      Zapraszam do dalszego czytania naszych domowych historii 🙂

  • Odpowiedź Mo 1 września 2018 · 11:27 pm

    Taki trudny początek niestety ma ogromny wpływ na budowanie poczucia bezpieczeństwa u dziecka. Kiedy rozpoczynaliśmy nasze życie we troje nie mieliśmy pojęcia, że ta nasza maleńka dziewczynka tak bardzo będzie bała się na nas otworzyć…tak wiele błędów popełniliśmy nie dopuszczając do siebie, że nawet kilka miesięcy bez matki może poczynić takie spustoszenie w emocjach dziecka. Nieświadomie dokładaliśmy kolejne cegiełki…na szczęście trafiliśmy na pomoc i coraz częściej cieszymy się „normalnością”, tym o czym marzy każdy rodzic – odwzajemnieniu uczuć, prostych gestach przywiazania, spokoju zamiast krzyków…nasze szkolenie niestety nie przygotowało nas na to, co działo się z naszymi emocjami, życiem przez prawie dwa lata. Dobrze, że piszesz o tym, że bywa trudno, że czasem lęk przed ocena nie pozwala nam się przyznać do trudności. Oby ten blog mogli przeczytać jak najwięcej osób jeszcze przed adopcja, może to pozwoli Im lepiej się przygotować. Adopcja dziecka to najpiękniejsze co nas spotkało w życiu. Jednocześnie także największe wyzwanie. Pozdrawiam

  • Odpowiedź Mo 1 września 2018 · 11:31 pm

    Jeszcze jedno- czytając niektóre blogi adopcyjnych Mam, mam wrażenie że błądzą tak jak ja. Twój blog jest inny, wyjątkowy, niezwykle prawdziwy. Cieszę się że tu trafiłam.

    • Odpowiedź M. 3 września 2018 · 7:36 pm

      Dziękuję za te wszystkie słowa. To dla mnie ogromna motywacja do dalszego pisania o adopcji. Staram się, żeby było prawdziwie. Życie ma wszystkie odcienie i barwy, a tęcza choć cudowna, pojawia się przecież czasami 🙂

    • Odpowiedź M. 3 września 2018 · 7:41 pm

      Za każdym razem, kiedy piszecie o swoich przeżyciach, czuję wielką energię do działania. Doświadczenia każdego są niezwykle cenne. Podobnie jak spojrzenie na adopcję i wszystko, co z nią związane. Lęk przed oceną jest zawsze. Jednak jesteśmy ludźmi z krwi i kości. Mylimy się, błądzimy, popełniamy błędy, potykamy się. Im bardziej będziemy się dzielić wiedzą i emocjami, tym większa szansa, że wszyscy wyciągniemy z tego jakąś mądrość i wskazówki na naszej rodzicielskiej drodze 🙂 Pozdrawiam ciepło i dziękuję, że jesteś ze mną!

    Skomentuj Mo Anuluj